fbpx
Leszek Kołakowski, 1988 r. fot. Anna Beata Bohdziewicz/Reporter
Stanisław Obirek październik 2020

Heretycki imperatyw Leszka Kołakowskiego

Leszek Kołakowski zapewne by się zdziwił, biorąc do ręki prawie tysiącstronicowy tom zatytułowany Chrześcijaństwo podpisany jego nazwiskiem. Ta antologia zbiera najważniejsze teksty, jakie poświęcił tej religii od 1959 r. do końca życia. Bez niektórych z nich trudno wyobrazić sobie powojenny polski katolicyzm.

Artykuł z numeru

Wiesław Myśliwski. Słuch absolutny

Czytaj także

Leszek Kołakowski

Sens tradycji

z Zbigniewem Mentzlem rozmawia Michał Jędrzejek

Nic nie ginie, wszystko jest niezniszczalne

Wystarczy wspomnieć takie eseje jak Kapłan i błazen (1959), Jezus Chrystus – prorok i reformator (1965), a nawet Wiara dobra, niewiara dobra (2002). Znalazł się w interesującym nas tomie także mało znany tekst pisany w 2006 r. po francusku, który ukazał się w polskim tłumaczeniu w 2009 r. i który można chyba uznać za duchowy testament Leszka Kołakowskiego. Chodzi o zaledwie ośmiostronicowy szkic Krótka uwaga o tak zwanym dialogu między religiami i o wiecznym milczeniu języka wiary. Wrócę do niego na koniec moich refleksji.

Młodzieńcze poszukiwania

Jak wiele osób z mojego pokolenia, zawdzięczam Leszkowi Kołakowskiemu ogromnie dużo. Być może więcej, niż sam chciałbym przyznać. Jednocześnie tli się we mnie niezgoda wobec niektórych uwag o religii autora Jezusa ośmieszonego. Nie bez powodu wymieniam właśnie ten tytuł z ogromnej liczby tekstów pomieszczonych w tomie Chrześcijaństwo. Wydana bowiem pośmiertnie książeczka z 2014 r., którą zresztą komentowałem dla „Znaku”, wyznaczyła dla mnie granicę akceptowalności poglądów Kołakowskiego na chrześcijaństwo. Z wielu powodów, których nie chcę tu szerzej opisywać: za dużo w niej było narzekania na kulturę zachodnią, zaufania do ortodoksji, braku zainteresowania historycznymi badaniami nad postacią Jezusa. Pamiętam jednak również pierwsze olśnienie Kołakowskim. Z jego tekstami zetknąłem się w liceum, gdy na potrzeby różnych olimpiad humanistycznych wertowałem roczniki „Argumentów” z lat 60. Tam właśnie raz po raz natykałem się na błyskotliwe eseje nieznanego mi Leszka Kołakowskiego. Już wtedy był w Polsce autorem zakazanym, na szczęście nie wyrzucono go ze szkolnych archiwów pism, w których drukował. A oprócz „Argumentów” była to też „Twórczość”, a w niej jego bodajże najbardziej znany esej Kapłan i błazen, wcześniej wygłoszony jako referat w Klubie Krzywego Koła (pisał o tym Wiesław Chudoba w książce Leszek Kołakowski. Kronika życia i dzieła z 2014 r.). Wtedy jednak o tym wszystkim nie wiedziałem i czytałem je po prostu jako świetnie napisane eseje na tematy mnie interesujące. Wiele z tych tekstów znalazło się również w omawianym tomie Chrześcijaństwo. Jest to więc dla mnie w dużym stopniu powrót do młodzieńczych lektur i dopiero dzisiaj zdaję sobie sprawę, że były one zapisem poszukiwań komunisty, który utracił wiarę w komunizm. By w pełni zdać sobie sprawę, w jakich okolicznościach powstawały teksty Kołakowskiego, konieczna jest równoległa lektura niezwykle użytecznej książki Chudoby, który drobiazgowo prześledził jego pełne zaskakujących zwrotów życie. Można się z niej dowiedzieć o lewicowych korzeniach rodziny Kołakowskiego, ale też tego, kto uczył w czasie wojny młodego filozofa francuskiego (późniejszy benedyktyn o. Paweł Sczaniecki), z kim dyskutował na tematy teologiczne (z katolickim filozofem i pisarzem Tadeuszem Kordyaszem) etc. Jak wiadomo, Kołakowski przeszedł drogę od rewolucyjnego zaangażowania lat młodzieńczych przez rewizjonizm marksistowski po bardzo krytyczne Główne nurty marksizmu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się