Poszukiwanie książek to ciągła walka – stajesz przed tysiącami wyborów oferowanych przez setki wydawnictw, jesteś bombardowana ofertami w każdym możliwym kanale komunikacji. A poszukiwanie nie oznacza przecież dokonania dobrego wyboru – czasem działasz impulsywnie! Z książkami niebędącymi nowościami sprawa komplikuje się jeszcze bardziej. Możesz szukać według klucza, ale czy on jest na pewno odpowiedni? W tym cyklu zaryzykuję. Klucz: zapomniane autorki z (przecież nie tak odległego) XX w. Jako pierwsza: Ewa (Irena) Szelburg (Zarembina) i jej opowiadania.
*
Znalazłam w krakowskim antykwariacie Opowiadania wybrane Ewy Szelburg-Zarembiny. Rok wydania: 1967 (kiedy zobaczyłam datę, pomyślałam, że mają tyle lat ile moja mama!). Oprawa: zniszczona. Cena: 14 zł.
Po lekturze Cygańskiego królewicza wiedziałam, że zostanę z autorką na dłużej. W tych opowiadaniach jest wszystko, czego szukam: prostota życia i obserwacji, druzgocąco aktualna opowieść o wykluczeniu budowanym na uwypuklaniu różnic (religijnych, rasowych, klasowych, a także w sposobach wyrażania radości). Niechęć pomieszana z lękiem kontra nadzieja. Tzw. cyganie kontra tzw. wieśniacy. Taniec w lesie kontra koncentracja na modlitwie. Egzotyczna muzyka kontra cisza nocna. Czemu czuję się nieswojo, kiedy Polaków i Cyganów nie jest w stanie połączyć nawet śmierć dziecka? Czy przedstawiciele tych narodów odczuwają ją inaczej?
„Wykonanie kary śmierci na chorych obłożnie i na chorych umysłowo odracza się do czasu tych wyzdrowienia (k.p.k. art. 536)” – taką informację czytamy we wstępie opowiadania Feliks Gdul. Autorka cytuje Kodeks postępowania karnego chyba tylko przewrotnie albo by wzmóc efekt podwójnej moralności – nie tylko ustawodawcy, ale też personelu. Feliks Gdul skraca swój żywot – nie doczekuje wyroku. Śmierć przez zaniechanie jednej z pracownic szpitala, nazywanej „białą siostrzyczką”, pozostaje dylematem: pozbawiła życia (pomogła w odebraniu go sobie) kierując się troską czy wyrachowaniem. W kolejnym opowiadaniu autorka przedstawia los słabszego, piętnowanego, skazanego, marginalizowanego – będzie to robić wielokrotnie, tworzyć manifest, w którym nie godzi się z zastanym porządkiem świata ani na niwie płciowości, ani nierówności społecznych.
Pięknie o „przypadłości” Zarembiny mówi w wywiadzie udzielonym Agnieszce Drotkiewicz dla „Dwutygodnika” Anna Marchewka, autorka książki Ślady nieobecności. Poszukiwanie Ireny Szelburg: „(…) rozpoznania Szelburg bliskie są temu, o czym pisała bell hooks. Trzeba kierować się w stronę krzywdy i krzywdzonych, w stronę zadr i naruszeń, nasłuchiwać sygnałów trwogi i niepokoju. Reagować – ale rozsądnie, bo zbawianie czy uszczęśliwianie kogokolwiek na siłę kończy się katastrofą. Skrzywdzeni i poniżeni dziedziczą wstyd, który przeobraża się w agresję – skrzywdzone i poniżone zmieniają go w autoagresję. Jak z nią sobie radzić, tego doprawdy nie wiadomo, na początek po prostu opowiedzieć możliwie całą historię jednostki”. Szelburg zdaje się wyciągać na światło dzienne poniżenia, które nie docierają do naszego pola widzenia.