fbpx
(fot. Jomarc Cala / Unsplash)
Janusz Poniewierski

„Ogon” zaproszony na synod biskupów?

Reforma synodu biskupów, jeśli tylko uda się ją przeprowadzić, może oznaczać początek przemian w całym Kościele: docenienie każdej osoby, odwrót od klerykalizmu.

Czytaj także

Janusz Poniewierski

Janusz Poniewierski

Halo, pasterze – tu owca

Bardzo ważna wydaje mi się podjęta przez papieża Franciszka próba zreformowania synodu biskupów. Wizja tej reformy chyba najpełniej została zaprezentowana w konstytucji apostolskiej Episcopalis communio. Warto się z tym dokumentem zapoznać, bo wedle zawartych w nim norm przeprowadzone zostanie najbliższe zgromadzenie synodu biskupów, poświęcone samej synodalności jako drodze, którą winien podążać Kościół. Powtarzam: powinien nią dążyć, bo – jak przypomina biskup Rzymu – synodalność jest konstytutywnym elementem Kościoła.

Zdaniem sekretarza generalnego synodu kard. Mario Grecha, najistotniejsza zmiana w prezentowanym dziś przez papieża podejściu do tej kościelnej instytucji dotyczy przekształcenia jednorazowego wydarzenia, jakim było dotychczas to (trwające zwykle zaledwie kilka tygodni) zgromadzenie, w o wiele dłuższy i obejmujący de facto całą wspólnotę proces (najbliższy synod ma trwać od października 2021 do października 2023 r., a nawet dłużej). I będzie to proces „trójfazowy”, na który złożą się trzy wyraźnie określone stadia: konsultacji, celebracji i realizacji.

Synod „zbuntowanych” świeckich

Nowością jest etap pierwszy, konsultacyjny (nazywany czasem – niezbyt słusznie – przygotowawczym), który ma być skoncentrowany na „słuchaniu ludu, aż po odkrycie w nim tego, do czego wzywa nas Bóg”. (Warto zauważyć, że w tych słowach kryje się zupełnie inna wizja ludu Bożego niż ta przywołana niedawno przez jednego z polskich hierarchów, cytującego średniowieczną przestrogę, aby biskup nie słuchał „zbuntowanych” świeckich, przyrównanych do… ogona, lecz nimi rządził). To właśnie słuchaniu, zalecanemu na wszystkich poziomach życia Kościoła, i wy-słuchaniu jak największej liczby osób, także tych uznawanych w praktyce za nieważne, mają służyć konkretne pytania dotyczące spraw i problemów, wobec których staje dziś Kościół. Dotąd Stolica Apostolska kierowała je prawie wyłącznie do biskupów, przełożonych zakonnych i wykładowców fakultetów teologicznych, teraz natomiast mają być one adresowane do wszystkich (!) zainteresowanych.

W tych słowach kryje się zupełnie inna wizja ludu Bożego niż ta przywołana niedawno przez jednego z polskich hierarchów, cytującego średniowieczną przestrogę, aby biskup nie słuchał „zbuntowanych” świeckich, przyrównanych do… ogona, lecz nimi rządził.

Nieudany eksperyment

Jako „obywatel” Kościoła bardzo się cieszę z tego dopuszczenia do głosu nas, świeckich (często faktycznie zbuntowanych, zgorszonych i rozgoryczonych). Wyrażam przy tym nadzieję, że watykańskie kwestionariusze rzeczywiście dotrą do wszystkich polskich parafii (i to nie tylko na plebanie, ale i pod przysłowiowe strzechy), a wierni poczują się zaproszeni przez pasterzy i wewnętrznie zobligowani do udziału w tym wielkim badaniu katolickiej opinii publicznej i diagnozowaniu sytuacji, w jakiej znalazł się Kościół. Przypomnijmy, że poprzedni taki eksperyment – przeprowadzony przy okazji synodu na temat rodziny w roku 2014 – w Polsce nie do końca chyba się udał.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się