Dzień pierwszy, 15 lutego 2017 r.
Lot: Warszawa–Rzym.
Wylot: 12:20. Przylot: po 15.
Rzym, godz. 17:45
J.: Jest ciepło.
Sprawdzam. 16°C, a w Warszawie o 10 mniej.
J.: Od czego zacząć? Plączę się po ulicach. Tłum. Jedni chodzą w puchówkach, inni w podkoszulkach. Uśmiechnął się jeden czarnoskóry na dworcu. Pamiętasz, jak wygląda zielony kolor?
A.: Pamiętam pinie, moje ukochane.
Godz. 21:30
J.: Piazza Venezia – pierwsze wzruszenie.
Przypomina mi się jedna z pierwszych scen z filmu Woody’ego Allena Zakochani w Rzymie. Policjant kierujący ruchem: „Stoję tu i widzę wszystko – mówi. – Wszystkich ludzi. Widzę życie. W tym mieście wszystko jest opowieścią”.
A.: Opowiesz?
Dzień drugi, 16 lutego 2017 r.
Rzym, godz. 12:01
J.: Siedzimy na słonecznej ławce. Ptaki szaleją. Gadamy o parach, które nas mijają. Jest mało turystów – powiedziała mi wczoraj donna. Ps. Idziemy do Galerii Borghese, dwa euro z legitymacją prasową!
A.: Na Apolla i Dafne Berniniego pogapmy się dłużej. Triumf baroku. 243 cm marmuru. Znasz ich historię? Apollo i Eros pokłócili się kto lepiej strzela z łuku. Eros się wkurzył. Wyjął ze swojego kołczanu dwie strzały: złotą – miłości i ołowianą – nienawiści zabijającą zdolność pokochania. Pierwszą trafił Apolla, drugą – Dafne, córkę Penejosa. Zakochany bóg nie dawał Dafne spokoju. Szukała ratunku u ojca. Ale tatuś pragnął wnuków i poparł Apolla. Dafne ucieka. Kiedy już słabła, a Apollo prawie dotknął jej ciała, nimfa zaczęła się modlić i prosić matkę Ziemię, by zamieniła ją w drzewko laurowe. Pisał o tym Owidiusz: „Ledwie skończonej prośby wysłuchała rzeka, Miękka kora pieszczoną pierś Dafne powleka. Widać włos w liściach, rękę niknącą w gałęzi, Nogę, dawniej tak lekką, ziemia w sobie więzi”. Za każdym razem, kiedy stoję przed rzeźbą, słyszę (to chyba egzaltacja, trudno), jak krzyczy z przerażenia, gdy czubki jej palców zamieniają się w gałązki, a nogi zaczyna osłaniać kora.
Godz. 13:11
J.: Plumknęło mi w telefonie w chwili, gdy do niej podeszłam. Wzruszenie.
Godz. 14:35
J.: Etrusków zostawiamy na następny raz. Teraz dziewczyny są głodne. Jemy panini z bakłażanem. Musimy się już oczywiście napić.
Godz. 17:25
J.: Oglądałyśmy gołych młodzieńców na marmurowym stadionie. Przeszłyśmy całe Zatybrze.
A.: Jadłyśmy karczochy w żydowskiej restauracji? Kup, proszę, po drodze pistacje i Prosecco.
Godz. 17:26
J.: Ale bukinistów nad rzeką nie ma.
A.: Musimy iść ok. 200 m w stronę Zamku św. Anioła. Stoją niedaleko zdobionej karuzeli z drewnianymi konikami (osłonięta zielonym płótnem).
Godz. 19:07
J.: Pozamykani, ale o zmierzchu weszłyśmy do Zamku. Za darmo.
Dzień trzeci, Rzym, godz. 9:30
(zdjęcie: pokój, J., w tle Matka Boska Bolesna)
J.: Jest i Maryjka!
A.: Są w każdym pokoju. Znam ten hotel.
Godz. 09:56
(zdjęcie z tarasu, widok na Watykan, na pierwszym planie las piniowy)
J.: Jemy śniadanie. Potem zbieramy manatki i idziemy na spacer. Zobaczymy fabrykę Peroni przerobioną na muzeum sztuki. Kończymy w wielkim stylu – kawa i sernik na Placu Republiki. Pod filarami. W słońcu.