Rottenberg nie jest obserwatorką, krytyczką z dystansem przyglądającą się dziełom i ich twórcom. Od wielu lat z artystami i artystkami wchodzi w bardziej skomplikowane relacje – jako kuratorka, autorka tekstów publikowanych w katalogach czy prasie, wreszcie jako recenzentka wystaw. Zapisem tych rozmaitych spotkań, mających miejsce od lat 90. ubiegłego stulecia, są teksty zebrane w zbiorze Zbliżenia (wcześniej powstałe znalazły się w wydanym w 2009 r. tomie Przeciąg).
Jest to wybór imponujący. Rottenberg pisze o niemalże 50 polskich artystkach i artystach. Jednak Zbliżenia nie są próbą zarysowania historii twórczości powstającej od poł. XX w. w naszym kraju (Rottenberg jest zresztą autorką wydanego ponownie w ubiegłym roku przekrojowego opracowania Sztuka w Polsce 1945–2005). Teksty zawarte w opublikowanym właśnie tomie są – jak pisze sama autorka – wynikiem „przypadkowych splotów okoliczności”, swoistą relacją ze spotkań.
Co więcej, zasadą porządkującą całą książkę są daty urodzin. Poczynając od Stanisława Fijałkowskiego, który przyszedł na świat w 1922 r., po pochodzących z kolejnych roczników: Jerzego Nowosielskiego (1923), Stefana Gierowskiego (1925), Alinę Szapocznikow i Jana Tarasina (oboje 1926 rok), a kończąc na Katarzynie Krakowiak (1980), Annie Molskiej (1983) i Martynie Ścibior (1985). Decyzja o takim właśnie układzie sprawia, że Zbliżenia pokazują – paradoksalnie – bardziej skomplikowany obraz polskiej sztuki. Nagle na sąsiednich stronach znaleźli się twórcy często bardzo odmienni w swych wyborach artystycznych.
Sam dobór postaci jest różny od obiegowych hierarchii artystycznych. Znaleźli się tu – obok powszechnie dziś opisywanych – także mniej obecni, jak Szymon Urbański, którego mocne, brutalne wręcz malarstwo uznano pod koniec lat 80. za jedno z najciekawszych odkryć. Potem jednak na długo został zapomniany. Nawet wybór materiału ilustracyjnego – ok. 130 barwnych reprodukcji – może zaskakiwać. Są tu ikoniczne wręcz prace, jak Rozstrzelanie VIII Wróblewskiego, i niemalże całkowicie nieznane. Jakby zasadą podstawową była zgoda na różnorodność w sztuce. Ale też – co niemniej ważne – Rottenberg jest gotowa na spotkania z kolejnymi pokoleniami, na pojawianie się nowych, innych postaw, a równocześnie na rewizję, także własnych, poglądów na twórczość powszechnie już uznaną. We wstępnie do książki pada ważna deklaracja: teksty w niej zamieszczone są napisane „możliwie prostym językiem”. „Chciałam, by trafiły do osób spoza wąskiego kręgu profesjonalistów” – dodaje autorka.
Pisanie tekstów o sztuce bez popadania w banał i powtarzania oczywistości nie jest łatwym zadaniem. Wymaga bowiem m.in. porzucenia środowiskowego żargonu, który stwarza pozór profesjonalizmu. Rottenberg ta sztuka zrozumiałego pisania się udaje. W przypadku każdego z artystów szuka też klucza – jakiegoś wydarzenia w biografii, dzieła czy miejsca – które pomoże w rozumieniu jego twórczości. Co więcej, czasami w jednym zdaniu udaje się jej uchwycić istotę danej twórczości: „najczęściej maluje Polskę” (o Edwardzie Dwurniku), przedstawia „anonimowych, zwyczajnych ludzi przy zwyczajnych, a więc też anonimowych zajęciach” (o malarstwie Jarosława Modzelewskiego). To określenia, które zapadają w pamięć. I przede wszystkim Rottenberg z powodzeniem przekonuje do uważnego patrzenia na sztukę.