fbpx
Eliza Mórawska-Kmita fot. Edyta Leszczak
Eliza Mórawska-Kmita fot. Edyta Leszczak
Eliza Mórawska-Kmita wrzesień 2024

Pamiętajcie o ROD-osach

Idźcie tam na spacer, otwórzcie serca i oczy, cieszcie się nimi, zanim kolejny deweloper zrówna wszystko z ziemią

Artykuł z numeru

Czy zwierzęta domowe są z nami szczęśliwe?

Mam może pięć lat. Poranny sobotni gwar, dziadek pakuje do bagażnika samochodu plastikowe skrzynki na pomidory. Pudełko herbaty yunnan, paczka papierosów i w drogę.

Jedziemy jakieś pół godziny, czasem trzeba się zatrzymać przed przejazdem kolejowym. Żeby nam się nie dłużyło, liczymy wagony pociągu: dziesięć, jedenaście, dwanaście… Ruszamy!

Parkujemy samochód, idziemy żwirową alejką, dziadek otwiera kłódkę, dłonią popycha starą furtkę. Jesteśmy.

Od progu zaczynam zajmować się swoimi działkowymi sprawami: obchód kwiatowych rabat, kontrola mrowiska, które postanowiło nieustraszenie tkwić pod betonową płytą chodnika, poszukiwania ślimaków i biedronek, sprawdzenie stanu wody w starej żeliwnej wannie.

Czasem wyprawiam się dalej, poza obręb naszej działki, i odwiedzam pobliski kanałek. Idę tam szukać żab. Zawsze wracam z jakąś w garści.

Bywają sezony, w których dziadek pomaga sąsiadom – a to trzeba przekopać grządki, a to coś naprawić, przytrzymać, zebrać.

Jest jeszcze ciocia, żona dziadka. Moja ukochana przyszywana babcia. Kwiaty to jej pasja. Ciocia bardzo mnie kocha, a ja o tym wiem. Kiedy chcę, kroi grube pajdy chleba, smaruje masłem, posypuje cukrem. To moja przewodniczka po świecie roślin, religii, spraw mniejszych i większych.

W sezonie spędzamy na działce całe dnie. Pierwsze wiosenne wizyty nie przynoszą żadnych owoców poza naszym zmęczeniem. Dopiero z czasem, gdy w lecie ogród rozkwita w pełni, wracamy do domu zaopatrzeni w kolejne skrzynki z kwiatami, pomidorami, włoszczyzną, jabłkami, agrestem, długimi bukietami świeżego kopru. Wieczory to czas porządkowania tych darów ziemi. Wekowania, gotowania, suszenia.

Cała kolekcja słoików ląduje później w piwnicy, by tam czekać na zimę.  A potem jestem już dorosła. Na tym świecie nie ma już ani dziadka, ani cioci.

Wspomnienia pięknych chwil spędzonych z nimi i miłość do przyrody sprawiają, że przy pierwszym większym zastrzyku gotówki podejmuję decyzję o zakupie działki ROD.

Nie jest to jednak wcale proste. Bez rezultatu oglądam kolejne i kolejne skrawki ziemi wśród bloków albo niedaleko lotniska z samolotami latającymi niemal nad głową. Działki w kształcie ostrego trójkąta z posadzonymi gęsto żywotnikami, działki z gołębnikiem, działki z lokatorem.

Ale później znajduję właśnie to ogłoszenie. Dzwonię i słucham o starej moreli, dzikiej jabłoni, o tym, że jest podłączona woda i jest prąd.

Jadę, wchodzę, po pięciu minutach, mówię, że jestem zdecydowana. „Może się pani jeszcze zastanowi” – podpowiada starsza kobieta, która mnie oprowadza. Ale ja już wiem, że to moje miejsce, że tego szukałam.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się