W polskim ustawodawstwie edukacja seksualna jest ściśle powiązana z tematem aborcji. Ideą było zwiększenie świadomości seksualnej, co w konsekwencji miało doprowadzić do zmniejszenia liczby aborcji. Niestety – w takim zamyśle sprowadzamy rolę edukacji seksualnej tylko do zapobiegania niechcianym ciążom. Z perspektywy edukatorów i edukatorek seksualnych jest to niezwykle kłopotliwe, ponieważ my patrzymy na to szerzej i proponujemy znacznie więcej – rozmowy o antykoncepcji, zdrowych relacjach, ciele, anatomii, dojrzewaniu, asertywności, granicach, orientacji, tożsamości, zdrowiu.
Niemniej dzięki ustawie z roku 1993 do szkół został wprowadzony przedmiot, który ma dostarczać wiedzy o rozwoju i seksualności człowieka. Dodatkowo rząd co dwa lata jest zobowiązany do składania sprawozdania z tej ustawy, dzięki czemu mamy pewien wgląd w to, jak wyglądają te zajęcia. Na tym kończą się pozytywy. Niestety – pomysł ustawodawcy realizuje się przez włączenie do programu nauczania przedmiotu o nazwie „Wychowanie do życia w rodzinie”, co jeszcze bardziej zawęża rozumienie edukacji seksualnej. W 2017 r. została zmieniona jego podstawa programowa i dzisiaj nie spełnia on nawet pierwotnego zamysłu przeciwdziałania nieplanowanym zapłodnieniom, ponieważ ogranicza myślenie o seksualności tylko do kontekstu rodziny, w dodatku rozumianej wyłącznie w katolicki sposób, co zresztą zostało w niej bardzo wyraźnie zaznaczone: „Uznano, że treści podstawy programowej powinny odzwierciedlać wartości, które Jan Paweł II nazwał »duchowym fundamentem Europy«, zbieżne z uznawanymi powszechnie wartościami humanistycznymi, takimi jak: godność osoby, świętość życia ludzkiego, centralna rola rodziny opartej na małżeństwie”. Wśród tych wartości pojawiają się także ważność wykształcenia czy wolność myśli i słowa, ale kolejność tego wyliczenia ma znaczenie. Poprzedni projekt również nie realizował wszystkich standardów dobrze rozumianej edukacji seksualnej, ale obecnie jest on już znacznie oddalony od sfery seksualności. Zawiera bardzo mało rzetelnych informacji o antykoncepcji, o relacjach, o przemocy, o dyskryminacji płciowej. O tożsamościach płciowych czy orientacjach nie mówi nic.
Jakie to wszystko ma konsekwencje dla młodych ludzi? Dostęp do edukacji seksualnej jest bardzo nierówny, zwykle lepszy w większych miejscowościach, w których istnieją podobne fundacje do Grupy Ponton, jak choćby Fundacja Spunk w Łodzi, Tolerado z Gdańska, Stowarzyszenie Wzajemnej Pomocy „Flandria” z Gdyni. Niektórzy młodzi ludzie mają szczęście i trafiają na wykwalifikowanych edukatorów i edukatorki z organizacji pozarządowych lub na wyjątkowo kompetentne osoby prowadzące zajęcia w szkole. Niestety – wciąż to loteria. Co prawda trudno jest ocenić świadomość seksualną młodych ludzi, ponieważ do tego potrzebne byłyby szerokie badania na reprezentatywnej grupie i żadna organizacja NGO nie posiada ani narzędzi, ani środków do ich przeprowadzenia, a państwo nie jest nimi zainteresowane. Moja ocena świadomości seksualnej młodych ludzi jest oparta wyłącznie na doświadczeniu spotkań, pytań, które zadają, i rozmów z nimi. Jako edukatorki i edukatorzy mierzymy się obecnie ze zjawiskiem, które wewnętrznie nazywamy „paranoją ciążową”. Dostajemy mnóstwo pytań, nawet kilka dziennie, dotyczących tego, czy jakaś sytuacja seksualna była potencjalnie ryzykowna. I niestety są to głównie pytania, które można byłoby uznać za absurdalne. A jednak okazuje się, że dylematem młodych ludzi może być nawet np. to, czy dotknięcie klamki, której wcześniej dotykał chłopak, może doprowadzić do ciąży. Dzieci i młodzież często po prostu nie wiedzą, jak dochodzi do zapłodnienia.