Bohaterka nie ma imienia. Jest popychadłem, w pułapce przemocy rodzinnej została zredukowana do roli narzędzia. A jednak w świecie, który jest ograniczający i okrutny, bohaterka szuka pęknięć, przepustów, szczelin. Siły dziecięcej anarchii i wyobraźni nie dają się całkowicie usidlić. I choć nie rozsadzają systemu rodzicielskiej władzy, to osłabiają, unieczynniają go (choćby na chwilę). Gdy matka wychodzi z domu – mówi narratorka na przykład – „czas pęka i zanurzam się w jego słodką szczelinę. Idę popływać z fantazjami”. To jakby dziecięce barykady w walce z rodzicielskim uciskiem, np. powtarzane w głowie opowieści, które „ciągną się jak mur lub płot”. W Tysiąc Plateau Deleuze i Guattari piszą, że dziecko „błądzące w ciemności, po omacku, owładnięte strachem, dodaje sobie otuchy, nucąc pod nosem. Posuwa się i zatrzymuje w takt swej piosenki. Zagubione, szuka dla siebie schronienia, gdzie tylko się da, usiłując w miarę możliwości kierować się swoją piosenką”. Bohaterka Bieżuńskiej właśnie tak – szukając stałości pośród zamętu – uchodzi trybom władzy, zapomina o strachu, przestaje być siedliskiem lęku.
Siła tego debiutu bierze się m.in. z mięsistości języka, ze zdań, które mają uszy i oczy, ze zmysłowości, która nie uzupełnia treści (ponurej, mrocznej), ale walczy z nią, próbuje przezwyciężyć. I ze śmiechu, z niedającej się stłumić wesołości, za sprawą której przemocowy ojciec staje się zaledwie zniewieściałym łamagą.
Czytaj także
Procesualność straty
—
Wiktoria Bieżuńska
Przechodząc przez próg, zagwiżdżę
Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2022, s. 125