W.H. Auden napisał wspaniałą elegię Pamięci W.B. Yeatsa. Pochodzi z niej pewien wers, który stał się sławny i często bywa cytowany. Ponieważ jednak zwykle przytacza się go bez kontekstu, domaga się pewnego wyjaśnienia. Otóż Auden pisze o Yeatsie, że „dzień jego zgonu był mrocznym i mroźnym dniem”. Tak! Poeta, twierdzi Auden, nie popada w zapomnienie, podobnie jak jego słowa: „Słowa zmarłego / Ulegają przemianie we wnętrznościach żywych”. Tak, lecz w przypadku Audena słowa ulegają przemianie nadmiernej. A oto i problematyczne wersy: „Pod niebem / Irlandii trwa dziś jednak wciąż ten sam obłęd i klimat: / Nic się nie zdarza za sprawą poezji”. Jakże to łatwo zapada w pamięć: „Nic się nie zdarza za sprawą poezji”. A zatem pogląd, jakoby poezja mogła powiedzieć nam coś wartościowego o wojnie, musi być błędny. Jednakże to nie koniec wiersza, którego kolejne słowa są kluczowe: poezja, pisze Auden, przeżywa:
ona przeżywa.
I przetrzymuje wszystko w wysłowionej przez siebie kotlinie,
Do której nie zajrzy inwestor; ona po prostu płynie
Na południe, mijając zagrody izolacji,
krzątanin i trosk,
Zgiełk miast, w które wierzymy
i w których konamy; przeżywa
Jako zdarzanie się swoiste, usta, głos
(tłum. S. Barańczak).
Poezja przeżywa tam, gdzie nie zagląda inwestor, mija zagrody izolacji, krzątanin i trosk, przeżywa jako usta, głos. O ile nic nie zdarza się za sprawą poezji, o tyle sama w sobie jest ona zdarzaniem się swoistym. To coś nowego, świeżego, coś niezwykle ważnego. Czym jest to swoiste zdarzanie się? Ustami, językiem, słowami, pieśnią. Wszystkim tym, co chciałbym zawrzeć w słowie kluczu: „miłość”. Może przeciwieństwem wojny jest nie tyle po prostu pokój, bo pokój jako gotowanie się do wojny nie jest pokojem, ile miłość.
W tym miejscu chciałbym złożyć pokorny hołd waszemu Czesławowi Miłoszowi i odczytać jego wiersz pochodzący z wydanego w 1991 r. tomu Dalsze okolice.
Kuźnia
Podobał mi się miech, poruszany sznurem.
Może ręka, może nożny pedał, nie pamiętam.
Ale to dmuchanie, rozjarzanie ognia!
I kawał żelaza w ogniu, trzymany cęgami,
Czerwony, już miękki, gotów do kowadła,
Bity młotem, zginany w podkowę,
Rzucany w kubeł z wodą, syk i para.
I konie uwiązane, które będą kuć,
Podrzucając grzywami i w trawie nad rzeką
Lemiesze, płozy, brony do naprawy.
U wejścia, czując bosą podeszwą klepisko,
Tutaj bucha gorąco, a za mną obłoki.
I patrzę, patrzę. Do tego byłem wezwany:
Do pochwalania rzeczy, dlatego że są
Oto czym jest poezja, oto czym jest pieśń, oto czym jest miłość: „pochwalaniem rzeczy, dlatego że są”. Oto podstawowe zadanie każdego poety, wyczyn wyobraźni i powołanie do proroctwa, pośredniczenie między ludzkością a Bogiem, jeśli akurat takim imieniem zechcemy nazwać absolutne życie i ogół wszelkiego stworzenia. Oto stara waga z języczkiem i dwiema szalami: na jednej połóżmy okropieństwa wojny, dezintegrację wszystkiego, czym jest miłość, wszystkiego, co piękne. Na drugiej piękno, miłość, proroctwo. Niestety, od zarania dziejów odważnik po stronie wojny jest zawsze najcięższy. Zadaniem nas wszystkich jest umieścić na przeciwnej szali najlepsze, na co stać ludzkość. Zadaniem poety zaś jest „pochwalać rzeczy, dlatego że są”.