fbpx
Szaciłło, twórczyni profilu na Facebooku i fundacji „Uwaga, śmieciarka jedzie” fot. Olena Herasym
Szaciłło, twórczyni profilu na Facebooku i fundacji „Uwaga, śmieciarka jedzie” fot. Olena Herasym
Anna Mateja Luty 2024

Planeta to abstrakcja

Zabieranie rzeczy spod śmietnika jest dla wielu ludzi czynnością wstydliwą. Obawiają się chorób, pluskiew, brudu, a przede wszystkim cudzych myśli

Artykuł z numeru

W kulturze ciągłej terapii

Czytaj także

Protest przeciwko zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego w poznańskiej katedrze, 25 października 2020 r. fot. Jakub Kaczmarczyk / PAP

Michał Jędrzejek

Dlaczego generacja Z odchodzi od Kościoła?

Serduszko ma solidną warstwę tapicerki i wygięte lekko nogi, zwłaszcza w tylnej parze. Koniuszek oparcia w kształcie serca umieszczono symetrycznie między rozciągniętymi półkulami sercowego schematu – idealnie, żeby wpasować między nie kręgosłup i wygodnie się oprzeć. Konstrukcja, której dalecy od romantycznych skojarzeń planiści nadali nazwę „Krzesło nr 124”, pojawiła się na świecie w 1959 r. za sprawą talentu Heleny i Jerzego Kurmanowiczów w Zakładach Przemysłu Drzewnego im. Gwardii Ludowej w Radomsku. Zgrabny mebel był produktem przeznaczonym na rynki zagraniczne.

Nogi Patyczaka wygięte nie są. Zrobiono je z toczonego drewna i wkręcono w siedzisko pod lekkim skosem. Skoczek (zszedł z deski kreślarskiej Juliusza Kędziorka) ma wygięte boki z bukowego drewna, które przypominają skocznie narciarskie. Aga, projektu Józefa Chierowskiego była tak popularna, że muszą ją pamiętać wszyscy, którzy opuszczali epokę Polski Ludowej przekonani, że czas meblościanek na wysoki połysk i półkotapczanów wystanych w kolejkach kończy się bezpowrotnie. Aga, podobnie jak Patyczak, ma nogi z toczonego drewna, tyle że wyglądają jak deseczki, i grubą warstwę tapicerki. Znawcy doceniają lekką linię krzesła, prostotę wykończenia, łatwość dostosowywania się do każdego sposobu urządzenia wnętrza.

Skoczka, Agę i Serduszko zaczęto wynosić na śmietniki mniej więcej kilkanaście lat po rozpoczęciu w Polsce budowy gospodarki wolnorynkowej. Umierali ich właściciele, a spadkobiercy woleli urządzać mieszkania meblami zaprojektowanymi przez zachodnich speców od wzornictwa. Moda na PRL-owski vintage stawiała kroki powoli, więc w dniu odbioru tzw. dużych gabarytów w czeluściach śmieciarki ginęły gniecione kolejne Agi oraz jej siostry i bracia: stoły, stoliki, podnóżki, szafy. Lakierowane, bejcowane, wykonane z litego drewna. Stworzone przez rodzimych projektantów produkty zakładów meblarskich rozsianych po całym kraju, z których wiele nie przetrwało starcia z wolnorynkowym ładem.

Do kwietnia 2013 r. 35-letnia wówczas Dominika Szaciłło – projektantka wzornictwa przemysłowego, na urlopie macierzyńskim z drugą córką – była przekonana, że rzeczy zabierane spod altany śmietnikowej przez pracowników oczyszczania miasta mają dalsze życie. Ktoś je przerabia na inny sprzęt albo chociaż wyłuskuje potrzebny element. Może nawet ktoś je odnawia. A nawet jeśli nie podejmuje tego trudu, to korzysta z nich tak długo, aż się nieodwracalnie rozlecą. Wywozi stary fotel na działkę, stolik ustawia na nieosłoniętym balkonie. Bo jaki sens ma niszczenie rzeczy wciąż zdatnych do użytku i wykonanych tak solidnie, że są właściwie nieśmiertelne? Nie ma żadnego. Chyba że ważniejsza od wartości rzeczy jest ergonomia ich zbierania. Trzeba zabrać jak najwięcej, więc zęby niszczarki łamią blaty, wygięte oparcia i wyściełane siedziska.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się