fbpx
Janusz Poniewierski
Janusz Poniewierski, zdj. Michał Lichtański
Janusz Poniewierski kwiecień 2024

Jest nadzieja

Postawa czterech biskupów pomocniczych, którzy wybrali solidarność ze skrzywdzonymi zamiast milczenia i lojalności wobec abp. Dzięgi, jest dla mnie znakiem nadziei dla Kościoła w Polsce

Artykuł z numeru

Zodiakary, tarociary i gnostycy

Wymuszona przez Watykan rezygnacja abp. Dzięgi przejdzie do historii Kościoła w Polsce nie tyle ze względu na sam fakt jego dymisji, ile z powodu towarzyszących jej okoliczności.

Zacznijmy od tego, że Stolica Apostolska – jak ma to w zwyczaju – nie wyjawiła przyczyn odejścia metropolity szczecińsko-kamieńskiego. Nuncjusz ogłosił jedynie enigmatyczny komunikat o przyjęciu jego rezygnacji przez papieża (24 lutego). A przecież duża część wspólnoty Kościoła w Polsce od lat czekała na tę dymisję, uważając urzędowanie Dzięgi – w sytuacji, kiedy stawiane są mu zarzuty (m.in. o tuszowanie przestępstw seksualnych popełnionych przez ludzi Kościoła) – za skandal i źródło zgorszenia, i licząc na ujawnienie prawdy o czynach i zaniechaniach arcybiskupa.

Jak można się było spodziewać, milczenie nuncjusza wykorzystał sam zainteresowany, ogłaszając (24 lutego) ociekający pobożnością list do księży, w którym tłumaczył swą rezygnację pogarszającym się stanem zdrowia. Obciążony tak poważnymi oskarżeniami, nie skorzystał przy tym ze sposobności, aby wyrazić skruchę, ograniczył się jedynie do ogólnikowych przeprosin. Jednak nie zwrócił się z nimi do pokrzywdzonych i zgorszonych, tylko do współbraci w kapłaństwie – na wypadek gdyby „[ jego] słabości, w tym niepełne zrozumienie określonych okoliczności, a czasem nawet (…) zwykłe ludzkie zmęczenie”, stały się przyczyną ich „niepokoju” (!).

Te słowa wywołały burzę. I nie chodzi tu tylko o komentarze takich osób jak Tomasz Terlikowski, Zbigniew Nosowski czy ks. Alfred Wierzbicki, ale o fakt niemający precedensu we współczesnej historii Kościoła w Polsce. Mam tu na myśli publiczne zabranie głosu przez kilku biskupów pomocniczych, dla których wierność Ewangelii okazała się silniejsza od quasi-korporacyjnej lojalności wobec współbrata w episkopacie. Warto zapamiętać nazwiska tych biskupów: Artura Ważnego (to on zaprotestował jako pierwszy – i uczynił to już 25 lutego), Grzegorza Suchodolskiego, Adama Baba i Piotra Wawrzynka. Co w tym kontekście ważne, wszyscy czterej spotkali się niedawno z Tośką Szewczyk, osobą skrzywdzoną, autorką książki Nie umarłam.

Być może – oby! – dołączą do nich kolejni hierarchowie, pomimo wylewanego na nich przez niektóre środowiska wiadra pomyj.

Bo przecież – jak napisał w mediach społecznościowych bp Suchodolski – „są wybory (moralne) ważniejsze niż wybory nawet najważniejszego prezydium; jest kapitał duchowy (…) o wiele ważniejszy niż stary lub nowy fundusz kościelny; jest prawda formująca (…) bardziej niż jedna lub dwie godziny religii w tygodniu”.

Te słowa – i wyrażona przez biskupów solidarność ze skrzywdzonymi – są dla mnie promykiem nadziei dla Kościoła w Polsce. I już teraz jakoś zmieniają kościelną rzeczywistość.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się