Jest taka sytuacja – powiedzenie to bardzo dziś się skolokwializowało, jeśli nie gorzej. I coś za bardzo zaczyna nam się charakter współczesnego Polaka dookreślać. Z góry więc zastrzegam się, że nie do tego kolokwializmu chciałbym nawiązać. Chociaż kto wie, może by i było warto, może i te moje uwagi gdzieś w tym kierunku właśnie by prowadziły. Mnie tu jednak chodzi o sprawy bardziej, by tak rzec, podstawowe.
Sytuacje opisujemy w zdaniach. Za korelat zdania, które coś stwierdza, pierwszy uznał sytuację twórca współczesnej logiki Gottlob Frege. Frege uważał jednak, że z logicznego punktu widzenia istnieją tylko dwie sytuacje: prawda i fałsz. Zdanie stwierdza albo prawdę, albo fałsz – to wszystko.
Bardziej zróżnicowaną ontologię sytuacji zaczął kształtować dopiero Wittgenstein. Idąc tym tropem sytuacją nazywał będę coś, co ma swe miejsce, swój obszar w wittgensteinowskiej „przestrzeni zdarzeń”, a zachodzi wtedy i tylko wtedy, gdy spełniony zostaje (to już w znaczeniu, jakie pojęciu spełniania nadał Alfred Tarski) pewien określony z góry warunek. Przedmiotem mych uwag będzie więc tutaj obszar polskości w świecie zdarzeń (zdarzeń mających swoją historię); tego obszaru zasięg, granice i osobliwości.
Sytuację, zwaną polskością, warunkuje – tak bym to przynajmniej widział – istnienie po części zwartej, po części żyjącej w diasporze wspólnoty duchowej, która skupia się wokół pewnych historycznie uwarunkowanych symboli, z symbolami tymi identyfikuje swe trwanie, trwania tego ciągłość i godność.
Układ odniesień
Dodać przy tym należy, że samo słowo symbol oznacza dla mnie takie twory natury czy też wytwory rąk, myśli i wyobraźni ludzkiej, wokół których powstaje i narasta przylegająca do nich ściśle otoczka interpretacyjna, dzięki czemu mogą się wzajemnie dopełniać i tłumaczyć.
Symbole współokreślające obszar i zasięg polskości są różne. Przede wszystkim są to Miejsca. Stołeczne i graniczne, te ostatnie raczej zmienne niż stałe, zawsze jednak, bliżej czy dalej, obecne, wewnątrz zaś tych granic kraj cały. Są następnie Księgi. Spisywali je kronikarze, statyści, poeci, cała zresztą twórczość literacka tu należy, a jeszcze pamiętniki, listy, dokumenty, archiwalia.
Są Obrazy. We wnętrzach kościelnych, rezydencjonalnych, domowych, w muzeach. Święte, czczone powszechnie wizerunki, sarkofagi królów i Zasłużonych, ale i portrety, które wisiały na ścianach soplicowskiego dworu, a jeden z nich zawędrował potem pod okienko w grottgerowskiej chacie leśnika, jak również to wszystko, co też już złożyć się zdołało w nienaruszalną, zdać by się mogło, całość w galerii na przykład krakowskich Sukiennic.
Są jeszcze ryciny, są fotografie. A jeszcze i to, co zobaczone w teatrze, posłyszane w sali koncertowej, przechowujemy jedynie w tekstowym czy nutowym zapisie i pamięci, jak i to, co rejestrują i czym dysponują dziś środki masowego przekazu. Są wreszcie same już tylko Dźwięki niektórych melodii, Smaki niektórych potraw, Kolory. Biel i czerwień, ale nie one jedne – ma swoje kolory polska jesień, inne pory roku też.