Fizjologia wzroku to fascynująca dziedzina. Tajemnice funkcjonowania ludzkiego oka zgłębiał Władysław Strzemiński zarówno konstruując swoją Teorię widzenia, jak i malując cykl obrazów zatytułowany Powidoki. Działo się to w latach powojennych w Łodzi. Od tamtej pory myśl i estetyka Władysława Strzemińskiego przeniknęła moje miasto na różne sposoby. Do awangardowego liternictwa jego projektu, tzw. alfabetu „a.r.”, nawiązuje logo miasta, lokalnego lotniska czy identyfikacja wizualna Muzeum Sztuki. Włoski artysta street artowy Opiemme inspirował się nim, przemalowując budynek szkoły w dzielnicy Bałuty w ramach festiwalu Łódź Czterech Kultur. Przez jakiś czas w centrum miasta świecił neon Rudowłosa – Hommage à Strzemiński Nataszy Splewińskiej, wzorowany na jednym z obrazów z cyklu Powidoki. To właśnie jego kształt, abstrakcyjny portret kobiety, zobaczyłam pod powiekami, kiedy zaczęłam w myślach poszukiwać znaku, który w jakiś sposób ilustruje zjawisko snu. Mam przy tym wrażenie, że właśnie z jakiegoś rodzaju snu się budzimy.
Teoria widzenia Strzemińskiego opisuje zjawisko świadomego widzenia i jego przemian pod wpływem różnorodnych czynników cywilizacyjnych. Na to, co widzi oko i jak to interpretuje, wpływa kontekst kulturowy. Od jakiegoś czasu doświadczamy chyba jednego z tych momentów przewartościowania, które zmieniają percepcję.
W 2015 r. w Łodzi pojawiły się plakaty „Bycie artystą nie zwalnia od bycia człowiekiem” z wizerunkiem Władysława Strzemińskiego i jego żony Katarzyny Kobro z podbitym okiem. Paweł Hajncel zainicjował tym kampanię społeczną, zwracającą uwagę na problem przemocy w kontekście istniejącej tendencji, by nie rozliczać z niej artystów i nie odnosić jej do ich osiągnięć (Andrzej Wajda w swoim filmie o Strzemińskim nie zająknął się o tym, że bił on swoją żonę). Dziś taka akcja potrzebna byłaby też wobec innych autorytetów. Być może formuje się właśnie jakiś filtr kulturowy, który dłużej nie pozwoli nam oceniać zasług w oderwaniu od win, który nie pozwoli już na odwracanie wzroku.