W 1977 r. na łamach „Literatury na Świecie” ukazały się fragmenty Poematu w obrazkach Dina Buzzatiego. Awangardowy włoski pisarz przedstawił w nim swoją autorską interpretację mitu o Orfeuszu i Eurydyce, osadzoną w tyle stylowych, co mrocznych realiach Mediolanu lat 60., doskonale kojarzonych przez wszystkich entuzjastów malowniczego kina sensacyjnego typu giallo. Bohaterowie znani z mitologii stali się w perspektywie Buzzatiego typowymi przedstawicielami „swingujących lat 60.”, parą przebojowych i świetnie ubranych muzyków, którzy trafiają do krainy umarłych – choć ta wyprawa między światami przypomina może najbardziej, zgodnie z duchem czasów, zły trip po LSD.
Psychodeliczne obrazy, surrealistyczna atmosfera, upajająca muzyka, erotyka (na tę ostatnią wydawali się zwracać szczególną uwagę redaktorzy „LnŚ”, starając się dostarczyć odrobiny zachodniego hedonizmu do ściśniętej cenzurą i wciąż żywym purytanizmem polskiej kultury popularnej) – wszystko to dzisiaj czyni Poemat w obrazkach znakiem swoich czasów, a w 1977 r. dodatkowo działało na korzyść szeroko pojętego komiksu jako gatunku, udowadniając, że może on emulować umiejętnie filmową narrację. Rysunek nie zna pojęcia technicznych barier i ograniczeń, można więc wyrazić nim dowolną metaforę. Z tej przyczyny uznaje się dziś czasem Buzzatiego za prekursora wizjonerskich, poetycznych nurtów narracji komiksowej, zbliżonych do weird fiction.
Mariaż słowa i obrazu
Oryginalny tytuł dzieła Buzzattiego brzmi Poema a fumetti. Fumetto, włoskie określenie komiksu, wywodzi się od charakterystycznych dymków na dialogi i przypomina, jak szybko medium to przyjęło się w tym kraju. Jego potencjał momentalnie wykorzystał reżim Mussoliniego, później również Watykan, a po II wojnie światowej fumetti stały się domeną thrillera, sensacji, fantastyki i erotyki (jak w znanych seriach Diabolik i Satanik). Buzzati, wykorzystując „niskie” medium do twórczej reinterpretacji, wykonał ruch postmodernistyczny, popartowy czy wręcz Warholowski, niwelujący podziały na „złe” i „dobre” produkty kultury. O ile jednak pisarz zabierający się za rysunek stanowił zjawisko może nietypowe, o tyle jednak sam mariaż literatury i komiksu – już nie. To właśnie koniec lat 70. przyniósł nową odmianę opowieści opartej na obrazie, której nazwa może kojarzyć się z tytułem dzieła Buzzatiego: powieść graficzna (graphic novel). We Włoszech tereny te wówczas eksplorowali nie tylko artyści wywodzący się z undergroundu, lecz i ci cieszący się również sporymi sukcesami komercyjnymi: Hugo Pratt, autor serii o Corto Maltese, którego awanturnicze przygody stanowią swoisty przewodnik po historii i kulturze XIX i XX w. (bohater spotyka na swojej drodze takie postacie jak Hermann Hesse, Ernest Hemingway i Gabriele d’Annunzio, czyta Utopię, Moby Dicka i poezję Rimbauda), czy Guido Crepax, który obok psychodeliczno-erotycznych opowieści o przygodach Valentiny przekładał na język rysunku klasykę literatury dla dorosłych, m.in. powieści markiza de Sade. Tym publikacjom nie dane było jednak dotrzeć do polskiego odbiorcy aż do czasów transformacji.