Z wielkim żalem żegnamy zmarłego wczoraj w Krakowie Marka Skwarnickiego – wybitnego polskiego poetę i publicystę, tłumacza, wieloletniego członka redakcji „Znaku”, wspaniałego człowieka.
Marek Skwarnicki urodził się w latach 30., był synem zawodowego oficera – Józefa Skwarnickiego. Wychowywany w internacie Opiekuńczego Pogotowia Harcerek Armii Krajowej postanowił dołączyć do Szarych Szeregów. Po upadku powstania warszawskiego skierowano go do obozu w Pruszkowie, a później razem z matką do obozu w Mauthausen. „Moja wyobraźnia – chcę czy nie – przez całe życie wraca ku strasznym przeżyciom II wojny światowej i Powstania Warszawskiego” pisał o sobie na łamach „Znaku”.
Po wojnie ukończył studia na Uniwersytecie Warszawskim. Literacko zadebiutował na łamach „Tygodnika Powszechnego” w 1951 roku. Nieco później przeniósł się z rodziną do Krakowa, by związać swoją przyszłość z redakcją Tygodnika. Od 1962 roku należał do Związku Literatów Polskich. Również na początku lat 60. rozpoczęła się Jego wieloletnia przyjaźń i współpraca z ówczesnym krakowskim metropolitą – Karolem Wojtyłą. Publicysta miał zająć się redakcją wierszy Karola Wojtyły, które następnie ukazały się na łamach TP. Od 1978 do 2000 roku Marek Skwarnicki odbył z papieżem Janem Pawłem II wiele podróży zarówno europejskich jak i kontynentalnych. Od 1969 roku był członkiem kolegium redakcyjnego „Znaku”.
Pisał, że dzięki poezji pokonuje śmierć w świecki sposób – był autorem kilkunastu tomików wierszy – m.in. „Rdza”, „Cierń” i „Ptaki”. Jego dorobek prozatorski to m.in. „Jan Paweł II”, Z papieżem po świecie”, „Mój Miłosz”. Był również autorem wielu reportaży oraz spektakli teatralnych i telewizyjnych dla dzieci. Za swoją twórczość Marek Skwarnicki otrzymał m.in. Nagrodę Literacką Fundacji im. Kościelskich w Genewie, Nagrodę Poetycką im. Andrzeja Bursy, VIII Międzynarodową Nagrodę Poetycką Citta di Marineo oraz Nagrodę Fundacji im. W. N. Turzańskich w Toronto . Był również laureatem nagrody Totus 2006, przyznawanej przez Fundację Konferencji Episkopatu Polski „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. W kategorii kultury chrześcijańskiej został nagrodzony „za wierność przesłaniu papieskiemu i poezję inspirowaną duchem Ewangelii”.
Dziś publikujemy Jego ostatni tekst, który niebawem miał ukazać się na łamach „Znaku”.
Marek Skwarnicki
Bóg osobowy
W historii filozofii mam wielkie zaniedbania, bo będąc studentem humanistyki Uniwersytetu Warszawskiego w najgorszych latach stalinowskich nie miałem po prostu wyjścia i musiałem uczyć się tego, czego nauczał profesor Adam Schaff i klasycy marksizmu. Z góry zakładałem, że to, czego mnie uczą na stołecznym uniwersytecie jest po prostu nieprawdą, m.in. założenie, że kultura ludzka jest wynikiem rozwoju środków produkcji. I mimo to, że mój zdrowy rozum otrząsał się z marksistowskich interpretacji filozoficznych wszystkiego, coś przeniknęło mi do podświadomości i wszelkie moje rozważania prywatno-filozoficzne podlane były można powiedzieć sosem dialektyki. Broniłem się tomizmem Swieżawskiego i tak robiło chyba całe moje ówczesne pokolenie, które przekroczyło 20. rok życia. Z tego zagmatwania ideologiczno-filozoficznego – z wyraźnym wyczuciem fałszu całej tej sytuacji – ratowała nas lektura „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku”. Niektórzy boczyli się na to, że tomizm jest systemem, a więc czymś takim jak marksizm. W „Tygodniku…” i „Znaku” wybijał się nurt personalizmu, czyli oparcie swojej życiowej i naukowej drogi myślowej na wierze w Boga, który jest osobą, bo tak prosto można streścić personalizm; w czasach terroru i ciemnoty wiara ta była ratunkiem.