Czesław Miłosz często mawiał do mnie: „Panie Jerzy, nie ma pan pojęcia, co to znaczy przeżyć wszystkich”. Julia była ostatnią osobą, do której dzwonił, by pomówić o ludziach i czasach, jakie jeszcze tylko ona mogła pamiętać. Teraz rozmawiają sobie do woli, wspominając pierwsze spotkanie w okupacyjnej Warszawie, czasy paryskie, wspólne czytanie wierszy na festiwalach, bliskich i przyjaciół. Coraz częściej mam dojmujące poczucie, że wszyscy nasi najwięksi, najważniejsi, najbliżsi, osierociwszy nas, cieszą się sobą już po tamtej stronie. Lista ich boleśnie się wydłuża. Szymborska, Miłosz, Herbert, Różewicz, Kołakowski, Kapuściński, Bartoszewski, Nowak-Jeziorański, Turowicz, Woźniakowski, Tischner, Edelman, Barańczak, Heaney, Brodski, Szczeklik czy choćby ostatnio: Wajda, Osiatyński, Pomianowski… Teraz dołączyła do nich Ona. Wszyscy odchodzą za wcześnie, choć niektórzy – jak Julia Hartwig – zadziwiali nas swoją witalnością i twórczą energią, dawno przekroczywszy dziewięćdziesiątkę (patrz: wiersz Miłosza Dziewięćdziesięcioletni poeta podpisuje swoje książki – z tym niebywałym początkiem: „Więc jednak przetrzymałem was, moi wrogowie! / Wasze nazwiska mech teraz porasta”). Na marginesie: jestem pewien, że mech porośnie nazwiska wszystkich, którzy mając świadomość własnej małości, opluwali tych wspaniałych ludzi, cenzurowali ich dzieła, skazywali na wyroki bądź wygnanie, wygwizdywali na cmentarzach, pakowali się z buciorami w ich sumienia, wypominając błędy młodości. Jak bardzo byłaby nam dzisiaj potrzebna mądrość tych Wielkich, ich odwaga, autorytet, opowiadanie się po stronie autentycznych wartości.
Julia Hartwig, jak wielu spośród nich, należała do pokolenia, które w młodości na krótko uwierzyło w szlachetne ideały sprawiedliwości społecznej i które – boleśnie oszukane przez historię i cyniczne sługi nicości – przez całe życie spłacało tamten dług, dzięki swej postawie i dziełom kształtując nasze umysły, sumienia i wrażliwość na piękno.
Dorobek długiego, twórczego życia Julii Hartwig jest imponujący. Uderza jego różnorodność: niezliczone tomy wierszy, eseje, szkice, wspomnienia i listy, zapiski z Ameryki, przekłady, książki biograficzne, dzięki którym poznaliśmy życie Apollinaire’a, de Nervala czy Rimbauda, pisany pod koniec życia dziennik – świadectwo swego czasu i zbiorowy portret wielu przyjaciół, a przede wszystkim dyskretnie naszkicowany autoportret – to wszystko pozostanie na zawsze w skarbcu współczesnej literatury. Ale pozostanie też coś jeszcze: pamięć o niezwykłej osobie, z którą obcowanie było wielkim świętem. Więcej powiedzą o Niej z pewnością przyjaciele. Przyjaźń była bowiem jedną z wartości, którym była najwierniejsza. Pięknym świadectwem takiej długoletniej przyjaźni jest tom listów Wspólna obecność. Korespondencja Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego z Anną i Jerzym Turowiczami.