fbpx
W.G. Sebald fot. Jillian Edelstein / Camera Press / BE&W
W.G. Sebald fot. Jillian Edelstein / Camera Press / BE&W
Carole Angier wrzesień 2024

Prawdziwy Austerlitz

Czy W.G. Sebald przywłaszczył sobie czyjąś biografię, pisząc Austerlitza, jedną z najsłynniejszych powieści ostatnich dekad? A może zrobił jedynie to, co zawsze robią pisarze?

Artykuł z numeru

Czy zwierzęta domowe są z nami szczęśliwe?

Czytaj także

Arkadiusz Żychliński

Czas (na) Sebalda

Łukasz Najder

Krańcówka

Świat literacki potwierdził opinię Trippa i Hamburgera, uznając Austerlitza za prawdziwe arcydzieło. Książkę i jej przekład pióra Anthei Bell nagradzano i w Anglii, i w Stanach. W 2019 r. „The Guardian” umieścił ten tytuł na piątym miejscu listy 100 najlepszych książek XXI w.

Nie będąc chirurgiem, Sebald stał się mistrzem cięcia i zszywania: kolażu literackiego.

W ten sposób powstał jego najdłuższy i najbardziej złożony tekst, który autor jakimś cudem połączył w spójną i przepiękną całość tak jak siostry Ashbury suknię ślubną w Pierścieniach Saturna. Szczegółowe omówienie tego koronnego dzieła wykracza poza ambicje książki Ciszo, przemów. Dlatego jestem zmuszona pominąć wiele tematów: np. niezwykłą opowieść o Terezinie z 11-stronicowym zdaniem i część fantazyjną na temat Andromeda Lodge; wirtuozerskie dygresje o architekturze epoki kapitalistycznej albo o uczuciach zwierząt, nie tylko psów, ale też myszy i kretów („kto wie – mówił Austerlitz – może śnią także ćmy albo sałata głowiasta w ogrodzie, gdy nocą spogląda na księżyc”; tłum. M. Łukasiewicz).

Pozwolę sobie wymienić to, czego nie poruszę w swojej analizie, a co jest warte choć wzmianki. Nie opowiem np. o Ludwigu Wittgensteinie (kiedyś pierwowzorze Paula Bereytera, teraz Jacques’a Austerlitza), Franzu Kafce i Giacomie Casanovie. Austerlitz zawiera zbyt wiele stałych Sebaldowskich motywów, aby szerzej je omawiać: mowa o białej mgle i białych namiotach jak w Zawrocie głowy i Pierścieniach Saturna, o bliźniakach jak w Zawrocie…, o pustynnej karawanie jak w Maksie Ferberze i o szarych płaszczach jak – pewnie – u Kafki. Austerlitz wprowadza też własne imaginarium, rzucające światło zarówno na tę książkę Sebalda, jak i na wszystkie poprzednie. Chodzi o gołębie Geralda, które w odróżnieniu od ludzi zawsze wiedzą, jak trafić do domu, i o ćmy, które niczym jelonki w Maksie Ferberze zdają się powracać z martwych, przylatując do domu Austerlitza, jak sądzi on sam, z żydowskich cmentarzy. Wymieńmy motyw wiewiórek w śniegu symbolizujących wyparte wspomnienia tytułowego bohatera, który jako chłopiec stawia prorocze pytanie: „Ale jak już wszystko zasypie śnieg, to skąd wiewiórki będą wiedzieć, gdzie ukryły zapasy?”. Wspomnijmy o temacie jedwabiu znanym już zwłaszcza z Pierścieni…: o chuście szewca Evana, która nas oddziela od innego świata, i o krawacie z czarnego jedwabiu, który ma na sobie pułkownik Chabert, gdy „niejako zmartwychwstaje”. Nie przeoczmy też szczegółów wiążących Sebalda z losem ofiar wojny: napisu „Max Stern, Paryż, 18.5.44” na ścianie kowieńskiego Fortu IX i zdjęcia wystawy sklepu w Terezinie, gdzie w szybie odbija się autor fotografii – w książce Austerlitz, a w rzeczywistości Max.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się