Katherine Mansfield tłumaczyliśmy już przed wojną – jako Katarzynę. Jeszcze polskiej Woolf nie było i Joyce’a nie było, a już była ona. Poetka, modernistka, lesbijka, nowelopisarka, Nowozelandka osiedlona w Anglii. Zmarła w wieku Chrystusowym plus jeden, i to we Francji (u doktora Gurdżijewa), i to na gruźlicę, co tylko tak brzmi uroczo. Trzydzieści cztery lata, a zdążyła zaistnieć w kanonie literatury.
Mówi się, że Mansfield wpadła w prozie na to, co Virginia Woolf następnie rozpropagowała: narrację poza fabułą, strumień świadomości i „moment psychologiczny”. Dzisiaj się to czyta jako eleganckie i całkiem realistyczne krótkie formy, „tycie teksty”, ale kiedy powstawały, były przełomowe. Zupełnie jak Czechow, który je zainspirował. Jeśli o mnie chodzi, najbardziej „zażarły” Kiszone ogórki, Niemcy przy stole i Filiżanka herbaty – opowiadania okołospożywcze. Widać, że pisała je osoba obeznana z kuchnią i tuczeniem gości. Na tym zaczynie, jak sądzę, wyrosła Virginii jej Klarysa Dalloway.
Książka znowu ładnie wyszła Officynie: ledwo wypuściła Złoty latawiec Kosztolányiego (tłum. Irena Makarewicz) i Paryski splin Baudelaire’a (tłum. Ryszard Engelking), a już rzuca na rynek Pisma estetyczne Joyce’a (tłum. Jerzy Jarniewicz i inni), po drodze natomiast – Mansfield. Nabrała rozpędu i jest na fali wznoszącej. Najwyraźniej się uparła nie wydawać chłamu.
Czytaj także
Pochwała swobody
–
Katherine Mansfield
Opowiadania
tłum. Magda Heydel, Wydawnictwo Officyna, Łódź 2020, s. 424