Niemała część chrześcijańskiej literatury skierowana przeciw muzyce metalowej to materiał propagandowy – fakty na tyle mocno przenikają się z konfabulacjami, że bardzo szwankuje elementarna wiarygodność, bez której nie da się bronić żadnego dobra, w tym duchowego czy moralnego. To szerszy problem, związany z ogólnym trendem: kultura masowa rodzimego katolicyzmu pełnymi garściami czerpie z zabobonnego uniwersum wyobrażeniowego północnoamerykańskich chrześcijańskich konfesji.
Stąd też coraz mniej dziwią „newsy” w rodzaju: „Homoseksualny demon kazał sataniście ugotować Biblię” (portal fronda.pl). Na uwagę jednak zasługuje to, co się dzieje na obrzeżu medycyny naturalnej, katolickiej dewocji i różnych form paramedycznych zabobonów. Tzw. medyczny sceptycyzm, wieloźródłowa powszechnie społecznie akceptowalna niechęć wobec medycyny naukowej / instytucjonalnej wskazuje na potężny kryzys irracjonalistyczny, przenikający polskie społeczeństwo, w tym niemałą część ludzi wierzących / religijnych. Konieczna dla higieny umysłowej nieufność względem popularyzowanego przez katolicką naukę przekazu na ten temat nie oznacza, że należy lekceważyć kwestie związane z fascynacją neopogaństwem i antychrześcijańskim przekazem w obrębie różnorakich nurtów muzyki metalowej. Znakomitej jakości materiału badawczego dostarcza książka Black Metal. Ewolucja kultu dziennikarza i publicysty muzycznego Dayala Pattersona. Nieco perwersyjnie parafrazując znane słowa z anegdoty o Jezusie i pewnym pacykarzu: on nie pisze na kolanach, on pisze dobrze. W dodatku pisze to fan tego gatunku metalu, który nie ma żadnego „interesu ewangelizacyjnego” w tym, by np. jeden z rozdziałów książki zatytułować: Pięścią w twarz chrześcijaństwa.
Spory problem z lekturą Ewolucji kultu będą mieli ci, którzy chcieliby widzieć w licznych odsłonach radykalnego metalu jedynie „jasełkowy satanizm” (nawiązuję do określenia ks. Adama Bonieckiego pod adresem Behemotha). Myślę, że próby racjonalizacji istotnej w black metalu fascynacji antychrześcijaństwem, mistyką neopogaństwa stanowią formę kapitulacji współczesnej umysłowości katolickiej wobec mrocznej i pogmatwanej duchowości współczesnych ludzi. Z premedytacją przewartościowywane zło, afirmowane przez blackmetalowych pogan jako godne kultu, wykracza poza „bezpieczne” rozumienia zła jako braku moralnego czy społecznego dobra – jest także samoświadomą i aktywną rzeczywistością duchową. Nazwijmy rzecz po imieniu: w dużej mierze światopoglądowy przekaz black metalu należy traktować poważnie – ponieważ są ludzie zafascynowani misterium nieprawości. Czy dotyczy to wszystkich fanek i fanów radykalnej muzyki metalowej? Oczywiście – nie, wiele osób dokonuje dobrze znanej życiu umysłowemu rodzaju ludzkiego intelektualnej operacji, starając się oddzielić fascynację doznaniami muzycznymi / estetycznymi (których specyfika niejednokrotnie budzi dreszcz wśród osób postronnych) od przekazu symboliczno-słownego. Ale są też ludzie, nierzadko sami muzycy, reprezentantki i reprezentanci tzw. branży, którzy bluźniercze odrzucenie chrześcijańskiej wizji traktują integralnie: zarówno jako światopogląd, jak własny sposób na życie. Zarysowałem powyżej dwie skrajności: bez intelektualnej dyscypliny w ich analizie nie da się rzetelnie mówić o duchowym, egzystencjalnym, społecznym, popkulturowym fenomenie black metalu.