fbpx
„Latająca Akademia Teatralna” Ośrodka Praktyk Teatralnych „Gardzienice”, 23 lutego 2008 r. fot. Łukasz Giza/Agencja Gazeta
Zofia Smolarska marzec 2021

Przemoc od kuchni. „Gardzienice” w ogniu pytań

Siedzę w kuchni, podpierając kaloryfer. Kryję się tutaj przed nieubłaganie nadchodzącym deadline’em na oddanie tego tekstu. A może przed własnymi wspomnieniami doświadczanej przemocy? Im dłużej czytam świadectwa i słucham świadectw osób, które w „Gardzienicach” doznały przemocy ze strony dyrektora, tym bardziej narasta we mnie stary, znany lęk.

Artykuł z numeru

Michał Heller. Pytanie o Boga i ateizm

Czytaj także

z Krzysztofem Garbaczewskim rozmawia Katarzyna Pawlicka

Ściągnąć update, odmówić uczestnictwa

Potwory przeszłości wyłaża˛ spod gęsto tkanych dywaników naukowej refleksji. Staram się je opanować, katalogując mechanizmy psychologiczne i społeczne, które wydają się tak okropnie powszechne… Kaloryfer pomrukuje przyjaźnie: „Potraktuj swoje doświadczenie jako swój zasób. Kto jak nie ty?”

Zaczęło się od Mariany Sadovskiej, byłej aktorki Ośrodka Praktyk Teatralnych „Gardzienice” i dyrektorki muzycznej tego teatru, która w maju 2020 r. opublikowała swój Coming out na ukraińskim portalu „Povaha”. W październiku 2020 r. tekst w polskim tłumaczeniu ukazał się w „Dwutygodniku”. Sadovska, balansując między osobistym świadectwem a szerszą próbą zrozumienia źródeł doświadczanej przemocy, opisuje dyskryminację kobiet, przemoc psychiczną i fizyczną, której doznała, oraz wykorzystywanie ekonomicznej i emocjonalnej zależności przez dyrektora i reżysera „Gardzienic”, Włodzimierza Staniewskiego. Wraz z jej wypowiedzią opublikowano także wspomnienia scenografki Anity Bojarskiej oraz Magdaleny Bartnik i Alicji Żmigrodzkiej − byłych aktorek „Gardzienic”, Aleksandry Wróblewskiej i Agnieszki Błońskiej − absolwentek Akademii Praktyk Teatralnych, czyli cyklicznych kursów dla studentów organizowanych od 1997 r., z których rekrutowano aktorów i aktorki do zespołu (dalej jako APT). Zainspirowane odważnym gestem Sadovskiej kobiety te ujawniły poważne nadużycia władzy ze strony dyrektora, które układają się w obraz podtrzymywanego latami systemu opresji. Głosu wspierającego te świadectwa udzielił także Tomasz Rodowicz, współtwórca i długoletni aktor „Gardzienic”, prowadzący od 2003 r. własny teatr CHOREA, choć stwierdził jednocześnie, że o przemocy w zespole wiedział tylko z drugiej ręki.

Sadovska pisała o notorycznym przekraczaniu granic osobistych − fizycznych i psychicznych (bicie, poniżanie, obrażanie, manipulowanie) – jako immanentnym elemencie systemu pracy z aktorem w „Gardzienicach”, któremu nikt nie potrafił się przeciwstawić: „Wszyscy koledzy, często starsi, milcząco akceptowali ten stworzony przez reżysera system, co pozwalało mu bezkarnie nazywać nadużywanie władzy i przemoc »metodą pracy« i unikać odpowiedzialności. Co więcej, straszliwie oburza mnie odwracanie oczu i milczenie doświadczonych i uznanych teoretyków i krytyków teatru”. Te słowa potwierdza również świadectwo Wróblewskiej, antropolożki kultury, która mówiła o przekazywanej z pokolenia na pokolenie narracji, która usprawiedliwiała milczące przyzwolenie na przemoc: „Powszechnie mówiło się, i o tym zapewniali starsi aktorzy i koleżanki z Akademii, że jest to metoda pracy teatralnej, że chodzi o twórczość i jeśli Staniewski nie widzi w człowieku materiału do pracy, to go nie maltretuje. Perfidia tego tłumaczenia polegała na odwróceniu: ofiary były postrzegane przez nas, bardzo młode wtedy osoby, jako »wybrańcy«”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się