Andrzej Brzeziecki: Nędza hartuje organizm?
Adam Leszczyński: Chłopski. Taka opinia pojawiała się w tekstach autorów ziemiańskich jeszcze w wieku XIX. Pisali, że „nasi” chłopi są zdrowi i silni, bo choć żyją w złych warunkach, to tak naprawdę są one dla nich dobre. Twierdzili tak, często polemizując z opiniami ludzi z Zachodu, którzy pisali o położeniu ludu na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej i przekonywali, że żyje on w niesłychanej nędzy.
Polskie elity były wrażliwe na to, co się pisze zagranicą – w sposób typowy dla elit krajów peryferyjnych. Czuły się pokrzywdzone i próbowały polemizować. Dziś te polemiki wyglądają groteskowo, ponieważ trudno je inaczej odczytywać niż jako racjonalizowanie opresji. Podkreślano przy okazji także swoistość polskiej cywilizacji i jej odmienność od Zachodu. Dowodzono często, że my tutaj prowadzimy prosty, wiejski, ale cnotliwy żywot i jesteśmy w nim szczęśliwi. Bylibyśmy jeszcze bardziej szczęśliwi, gdyby nie obce miazmaty, które przenikają z Zachodu.
Sama szlachta nie chciała się jednak hartować?
Dlaczego miałaby? „Lepiej urodzeni” byli przekonani, że są ulepieni z innej gliny, a wręcz są ludźmi etnicznie albo, jak byśmy dziś powiedzieli, genetycznie odmiennymi. Temu służyła cała mitologia, np. mit o Sarmatach, którzy przybyli nad Wisłę z dalekich ziem i podbili wiejski lud, i dzięki wojowniczym cnotom są powołani, by nim rządzić.
Szlachcic więc był bitny, rezolutny, może trochę powierzchowny, ale jednak inteligentny i mający wrodzony dar przewodzenia. Chłop natomiast był krótkowzroczny, prymitywny, pazerny, skupiony na wartościach materialnych, nie umiał gospodarować i planować. Wniosek był jeden – chłop wymaga opieki, przewodnictwa i nadzoru.
Potem pojawiła się jeszcze idea oświecenia chłopa, uformowania go na dobrego Polaka – dobrego, a więc m.in. znającego swoje miejsce w społecznej hierarchii.
Śledząc proces ubezwłasnowolnienia tzw. niższych warstw społecznych przez elity od średniowiecza aż do rozwiniętego feudalizmu i pełnej pańszczyzny, pisze Pan w swojej książce Ludowa historia Polski, że „przemoc była fundamentem tego systemu”. Skąd się ona brała?
Rzecz jasna, nie była to tylko polska specyfika. Relacje społeczne w całym ówczesnym świecie były (z naszej dzisiejszej perspektywy) pełne przemocy. To, co odróżniało Rzeczpospolitą od krajów zachodniej Europy, to, jak sądzę, jej skala. Powtarzam – na Zachodzie też nie było kolorowo. Można oczywiście twierdzić, że przybysze z Zachodu lepiej dostrzegali przemoc u nas, a gorzej u siebie. Świadectwa obcokrajowców na ten temat są jednak liczne i nie pochodzą tylko od tych, którzy zjawili się na chwilę i mieli może powierzchowne obserwacje. Podaję przykład wybitnego niemieckiego przyrodnika Georga Forstera, który choćby podróżował ze słynnym Jamesem Cookiem dookoła świata. Forster, skuszony dobrym wynagrodzeniem, przyjechał w 1784 r. do Wilna na sześcioletni kontrakt, by pracować na uniwersytecie. Nie był uprzedzony do Polaków – wręcz przeciwnie. Wytrzymał tylko trzy lata. Uciekł, narzekając na stosunki społeczne, w tym traktowanie chłopów niczym „zwierzęta pociągowe”, oraz prymitywizm i ciasnotę umysłową elit.