Niewiele jest książek dotykających tematu utraty sprawności, a zwłaszcza zdolności widzenia. Wśród nich natkniemy się na biografie i analizy naukowe. Lecz takiego bogactwa synkretyzmu gatunkowego, jakie zawiera w sobie Wytrwaj. Znieś. Przetrzymaj w odniesieniu do tej tematyki, nie znajdziemy. Powieść wpisuje się w konwencję antyutopii z cechami socjologicznej fantastyki naukowej. Ale elementów rodzajowych jest tutaj dużo więcej, łącznie z wciągającym wątkiem kryminalnym. Nie zapominajmy jednak, że ta historia pisana przez Habor w formie listów wymyka się realizmowi. To ten rodzaj kostiumu fantastycznego, jaki nadała np. Margaret Atwood Opowieści podręcznej, w której mimo autorskiej kreacji innego świata, odczucia, opisy, próba przekazu doświadczenia są jak najbardziej realistyczne. U Bortnowskiej dzięki precyzji odwzorowania mają wartość zbliżoną do dokumentu. Mogą być cenne zarówno dla osób doświadczających utraty wzroku, które odnajdą w tej opowieści siebie, jak i ich rodzin, opiekunów. Choć jak pisze Habor, „rozumienie Utraty jest być może nawet niemożliwe, gdyż podstawowe doznania są nieprzekazywalne”. Mimo to, a może właśnie dlatego, książka dotyka najgłębszych pokładów wrażliwości czytelnika. Akcja powieści rozgrywa się na malowniczej wyspie Tyflonia. Ten skrawek ziemi zapomniany przez międzynarodową społeczność staje się nową ojczyzną osób, które dotknęła postępująca ślepota. Faktycznie jest to miejsce zsyłki, nawet niezachowujące pozorów sanatorium, zaś opiekunowie to bardziej strażnicy niż personel medyczny. Niepełnosprawnych nikt nie leczy, niemal nikt nie odwiedza, są jak dawni zesłańcy, którzy muszą od nowa zbudować własny świat i system wartości. A w końcu wypracować indywidualne sposoby radzenia sobie z sytuacją Utraty: swobody, domu, najbliższych, woli dalszego trwania. Bo walka z niemocą lub bierna zgoda na nią to dwie główne postawy, które cechują deportowanych. Ich inność budzi powszechny lęk, który potęguje brak wiedzy związanej z genezą Utraty.
Czytelnik może się dziwić, skąd taka wizja. Przecież już dawno nie oceniamy niepełnosprawności, przynajmniej w powszechnym dyskursie.
Aranżujemy przestrzeń wokół nas tak, by ci dotknięci dysfunkcją mogli w niej jak najsprawniej żyć. Paraolimpiady pokazują ludzi wysportowanych, ambitnych i nieugiętych. Osoby z niepełnosprawnościami są częścią współczesnej ludzkości. Patrząc jednak na doświadczenia ostatniego roku, można się zastanowić, czy książka Bortnowskiej nie jest antycypacją zdarzeń, które zaczęły zmieniać świat kilkanaście miesięcy temu. Habor pisze: „Nie jest pewne, czy rzeczywiście nie ma »czynnika zakaźnego«, czy też jest, tylko nie wiemy, co może go aktywować i kto z nas – Utraceńców – nosi wciąż w sobie to coś, co powoduje Utratę, i ktoś nowy może to w siebie wziąć. (…) Wolę myśleć, że jestem niebezpieczna i dlatego odizolowana, a nie że pokutuję za nieporozumienie, za bezsensowną panikę, do której nikt nie ma odwagi się przyznać”.