Głębia, fizyczny grzmot, wymiar, w którym
Wierzymy bez wiary, poza wiarą.
Wallace Stevens, Upadek lotnika
Tym kwestiom poświęciłem książkę Anatheism, by w ten sposób zaproponować możliwość trzeciej drogi, poza ekstremizmami dogmatycznego teizmu oraz wojującego ateizmu: tych skrajnych przekonań, które okaleczyły wiele umysłów i dusz w naszej historii. Tę trzecią opcję, to założenie wiary poza wiarą, nazywam anateizmem. Ana-theos, Bóg po Bogu. Ana-teizm: kolejna nazwa dla kolejnej drogi poszukiwania i nazywania rzeczy, które uważamy za święte, ale które nigdy nie mogą być w pełni zgłębione ani dowiedzione. Kolejny idiom na odzyskanie tego, co zlekceważyliśmy podczas pierwszego spotkania. Tak jak Abraham odzyskał Izaaka jako dar, porzucając go wcześniej w ramach Bożego planu. Mówiąc w skrócie, to kolejny sposób na powrót do Boga za plecami lub pod stopami Boga, którego – jak nam się wydaje – posiedliśmy.
Moje założenie jest takie, że dopiero gdy ktoś przyzna, iż dosłownie nic nie wie o Bogu, może rozpocząć odzyskiwanie świętości w tkance zwyczajnej egzystencji.
Zasugeruję, że taka świętość była zawsze obecna – tyle że jej nie zobaczyliśmy, nie dotknęliśmy ani nie usłyszeliśmy. To właśnie odkrył Jakub po całonocnej walce z nieznajomym, pojmując o świcie, że oglądał twarz Boga. To samo odkryli uczniowie Jezusa, gdy szli z nieznajomym drogą do Emaus, a potem zrozumieli – po przełamaniu chleba – że ów wędrowiec był ich Nauczycielem (J 20, 16). Jest to także lekcja zapisana przez wielu mistyków, którzy przebrnęli przez mrok nocy duszy, zanim odkryli – jak Teresa z Ávili – że boskość mieszka w „garnkach i patelniach”. Ana-theos. Powrót Boga po zniknięciu Boga. Nowej i zaskakującej boskości, która w jednej chwili pokonuje całą powrotną drogę do miejsca, gdzie byliśmy, nie wiedząc o tym. Wieczność w epifanii każdego momentu. Wieczne powtarzanie, przywoływanie, powracanie.
*
Pozwolę sobie powiedzieć na początku, że chwila nie-wiedzy, która rozpoczyna anateistyczny zwrot, jest nie tylko epistemologiczna. Nie jest też przywilejem elit intelektualnych. Anateistyczny moment jest dostępny każdemu z nas, kto doświadcza chwil głębokiej dezorientacji, zwątpienia czy przerażenia, kiedy tracimy już pewność, kim dokładnie jesteśmy albo dokąd zmierzamy. Takie chwile mogą nas nawiedzić w środku nocy, w próżni znudzenia albo melancholii, w cierpieniu po stracie lub w depresji. Albo po prostu w „świętej niepewności” nagłego otwarcia na nieznane. Z dala od ochrony przez nadaktywne poznawczo umysły poczucie radykalnego opuszczenia staje się doświadczeniem każdej istoty ludzkiej głęboko zdumionej tym, co oznacza egzystencja. Chwile anateizmu odczuwamy całymi sobą – nastrojami, uczuciami, zmysłami, emocjami – zanim, przynajmniej w teorii, zajmą się nimi nasze umysły. Powiedziałbym, że są one znajome zarówno wierzącym, jak i niewierzącym. Żaden człowiek nie może mieć pewności co do Absolutu.