Jako mała dziewczynka miłości uczyłam się z bajek i mitów. Mama z uporem maniaka opowiadała mi szczególnie dwa: o Narcyzie oraz o Dedalu i Ikarze. Słuchałam o chłopcu, który zakochał się we własnym odbiciu, a później nie mógł się od niego oderwać, więc umarł z głodu, pragnienia i tęsknoty. Nie do końca potrafiłam wtedy zrozumieć, jak można zakochać się w samym sobie. Wydawało mi się to nudne, nie ma wtedy przecież relacji, nie ma tajemnicy, która wiąże się z drugim człowiekiem. Jako dziecko nie rozumiałam tej historii, ale z jakichś powodów bardzo mnie fascynowała, lubiłam jej słuchać. Dopiero w liceum, gdy zaczęliśmy się uczyć o mitach, docierał do mnie jej sens. Powoli odkrywałam, że żyjemy w narcystycznej kulturze, przesiąkniętej egocentryzmem i nastawieniem na własną sławę i zysk. Z czasem uświadomiłam sobie jednak, że opowieść o Narcyzie to nie tylko historia tego, do czego prowadzi bezkrytyczne zapatrzenie w siebie, ale być może również tragiczna historia osoby, która docieka sensu i istoty własnego losu, zmaga się z przeznaczeniem.
Myślę, że mama opowiadała mi mit o Narcyzie trochę jako przestrogę, a trochę dlatego, żeby pokazać mi coś innego niż standardowe, czytane w tamtym okresie bajki i baśnie.
Ważną książką, którą czytałam w tamtym czasie i która także mówi o miłości – nie erotycznej, lecz braterskiej – stali się dla mnie Bracia Lwie Serce Astrid Lindgren. Bardzo mnie poruszyła, trochę też zasmucała, bo pojawiła się w niej śmierć, a to dla ok. 8-letniej dziewczynki bez wątpienia było trudne. Akcja powieści Lindgren rozgrywa się w dwóch światach, w zwyczajnej rzeczywistości i w fantastycznej krainie Nangijali. Bohaterami są dwaj bracia – Karol i Jonatan. Ten pierwszy jest nieuleczalnie chory, a jego starszy brat opiekuje się nim i pociesza, przekonując, że po śmierci trafia się do zaczarowanej Nangijali. Podczas pożaru domu to właśnie Jonatan ginie, ratując młodszego brata. Karol obwinia się o jego śmierć i niecierpliwie czeka na chwilę, kiedy będzie mógł dołączyć do Jonatana. W drugiej części historii przeżywają przygody w mitycznej krainie, ale ona również nie jest wolna od śmierci. Gdy czytałam ich historię, byłam wstrząśnięta, płakałam. Czułam zarówno niepokój – docierało do mnie, że życie nie jest beztroskie, a miłość często łączy się z cierpieniem – jak i wzruszenie. Miłość między braćmi oraz wzajemne poświęcenie i próby przekroczenia śmierci były dla mnie czymś niezwykłym. Z Braci Lwie Serce pochodzi też jeden z moich ulubionych cytatów, który często jest moim mottem: „Czasami trzeba robić rzeczy niebezpieczne, bo inaczej nie jest się człowiekiem, tylko śmieciem”.
Dziełem, które mocno ukształtowało moje wyobrażenie miłości romantycznej już jako nastolatki, był film La Strada Federica Felliniego. To historia nieoczywistego uczucia łączącego Gelsominę – wrażliwą i lekko upośledzoną dziewczynę, oraz Zampanò – dość prymitywnego cyrkowca i siłacza. Mimo że mężczyzna regularnie upokarza i poniża kobietę, ona darzy go uczuciem. Zampanò jednak ją porzuca. Dopiero po latach, gdy idąc ulicą, słyszy ulubioną melodię Gelsominy, uświadamia sobie, że także ją kochał. W finałowej scenie kamera pokazuje go płaczącego nocą nad brzegiem morza.