A krytyka zrobiła dla nas np. to, że znalazła język do opisu gender literatury, współbiorąc na siebie lepsze rozumienie świata przeszłego i teraźniejszego. Wystarczyłoby to moim zdaniem za podsumowanie potrzeby i znaczenia pracy koncepcyjnej ostatnich dekad. Mogłaby sobie krytyczka odejść już na specjalną emeryturę.
Tymczasem skończyłam czytać kolejny wywiad rzekę z pisarką, którą lubię i cenię. Ukazuje się ich sporo, podobnie jak biografii (na pewno więcej niż książek krytycznoliterackich). W niemal wszystkich znajduję wątek rezerwy, a nawet pogardy wobec krytyków (więc i krytyczek, domniemam). Zaczęłam zastanawiać się, czy znam autorów, którzy chcieliby istnienia komentującego piśmiennictwa, przyznawali osobom piszącym o literaturze jakąkolwiek rolę, byli skłonni uznać, że uprawianie tego fachu wymaga wiedzy, pracowitości i talentu pisarskiego, a nie tylko akceptującej bez zastrzeżeń miłości do wybranych artystek / artystów. Choć miłość może się też sprawdzić, dawać motywację.
Być może w przesunięciu akcentów z komentarza ku autokomentarzowi i z narracji literaturoznawczej ku amatorskiej upatrywać można przyczyn ogłaszania zbędności zawodu, niegdyś szacownego. Przyczyn zresztą jest wiele i mamy je przedyskutowane. Po pierwsze więc, upadek pism literackich, jakie znaliśmy w XX w., łamów dla ekspertyz, fantazji i prognoz. Po drugie, rynkowe gry wydawców. Po trzecie, kształtowanie gustów przez amatorów i miłośników, wynajmowanych jako eksperci. Po czwarte, ogólna pogarda wobec humanistyki, nudnych wywodów, zastępowanych celnymi tweetami, blurbami i memami. Po piąte – odbierające wiarygodność pójście za trendami. Po szóste – upieranie się przy niewydolnej narzędziowni. Dewaluacja ocen w dobie rankingów, „topek” i sezonowych gwiazd. Upadek hegemonicznego autorytetu. Wymieniać można długo. Sama widzę przewagę argumentów negatywnych, nadpodaż słowa „upadek”, chociaż apokalipsa mi niemiła i w zmianach chcę odnajdować i te na lepsze.
Załóżmy zatem, że co prawda rekombinuje się komunikacja, ale ludzi, którzy z analizy literatury czynią swój zawód, nadal spotykamy i będziemy (chyba tak?) spotykać, więc może nie o przydatności powinniśmy rozmawiać? Krytyka jest tak (nie)przydatna jak sztuka, przeto płyniemy na tej samej tratwie z pisarkami i pisarzami, którzy wolą, żebyśmy o nich nie rozmawiali.
Zwykle pytamy, czemu służy krytyk i jak może chronić swą niezależność. Proponuję zapytać, co robi w polu literackim i jak je współkształtuje, choć wielu twierdzi, że nie ma wpływu na realne procesy czytelnictwa. Stop, krytycy krytyków. Nie rozmawiamy o celebrytach, lecz o codziennej pracy w literaturze, z której rezultatów korzystamy, nawet o tym nie wiedząc. Na przykład? Czytając podręczniki do nauki języka polskiego, których treści przenoszą kryteria inicjowane w recenzjach z nowości.