W związku z obowiązującymi przepisami zmuszony był składać w urzędzie stanowym „plan zarządzania lasem”. I choć na początku pozwolił sobie na zabiegi przerzedzenia ekspansywnych wejmutek czy krótkowiecznych topól i jodeł, które przewracały się ze starości, szybko uznał, że jego ingerencje są już wystarczające, a las – zgodnie z definicją ekosystemu – powinien sam sobą zarządzać. Różnorodność i konkurencja, na które postawił, sprawiły, że każdy skrawek zakupionej przez niego ziemi mogły zająć gatunki najlepiej dostosowane do lokalnych warunków. Obok siebie zaistniały więc m.in. żywotniki, świerki czerwone, klony cukrowe, jesiony czy wspomniane wejmutki.
Zatem mimo ze formalnie Heinrich jest zarządcą lasu, patrzy na niego oczami uważnego naukowca i troskliwego opiekuna. Podając solidną porcję biologicznej wiedzy, obserwuje, jak drzewa walczą o dostęp do światła czy rywalizują w „wyścigu zbrojeń” oznaczającym wytwarzanie drewna. Uroku jego opowieści dodają liczne cytaty z literatury i filozofii oraz fragmenty objawiające jego czułość miłośnika przyrody, któremu nie chodzi tylko o wyjaśnianie pewnych procesów, lecz po prostu o odnotowanie pojedynczych, stanowiących wielką wartość istnień drzew, ptaków czy owadów.
Drzewa w moim lesie to kolejna ważna książka, która przypomina o właściwym ustawieniu perspektywy: o tym, że drzewa – zadziwiająco podobne do nas na poziomie biochemicznym i komórkowym – mają prawo do życia na Ziemi na własnych warunkach.
_
Bernd Heinrich
Drzewa w moim lesie
tłum. Michał Szczubiałka, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2018, s. 216