Wie Pani, że 35% Brytyjczyków sypia z zabawką z dzieciństwa?
Nie, nie wiedziałam. Ale nie widzę w tym nic złego.
Nie?
Oczywiście zależy, jakie są wokół tego emocje. Jeśli ktoś ma do tego przedmiotu stosunek podobny jak małe dziecko – nie jest w stanie bez tego misia czy kocyka zasnąć, wtedy warto by się nad tym zastanowić. Ale jeśli zachowany został pewien dystans, nie traktowałabym takich zachowań jako patologii. To może być objaw radzenia sobie z lękiem, a tego lęku istnieje w społeczeństwie sporo. Taki sposób jest na pewno lepszy niż chociażby akty agresji. Oczywiście możemy zastana wiać się, dlaczego nie mamy tak podstawowego bezpieczeństwa, że musimy sobie radzić w taki sposób.
Pluszaki, kocyki, poduszeczki… Co takiego jest w tych przedmiotach?
W psychoanalizie ważny obiekt z dzieciństwa nazywa się obiektem przejściowym. To są te, jak Pani mówi, kocyki, poduszeczki, czyli przedmioty, do których dzieci przywiązują się na kilka lat przed pierwszym rokiem życia, nabywają specjalnego stosunku, mogą się do nich przytulić. Głębszy sens tego obiektu polega na tym, że zastępuje on opiekę matki czy innej najbliższej osoby.
Koncepcję obiektu przejściowego stworzył Donald Winnicott, który był psychoanalitykiem, ale i pediatrą. Na co dzień obserwował wiele elementów z życia małych pacjentów. Zauważył, że te przedmioty dają poczucie bezpieczeństwa. Są otrzymywane od matki, ale jej nie zastępują, stają się czymś pomiędzy.
Łącznikiem?
Można tak powiedzieć. Istotne jest to, że nad tym przedmiotem, inaczej niż nad matką, dziecko ma kontrolę, co buduje jego niezależność. Mój syn za taki obiekt uznawał pewną pieluszkę. Zawsze musieliśmy z nią podróżować. Nawet ja nie mogłam jej już w pełni zastąpić. Córeczka miała poduszkę, z którą chodziła wszędzie, a potem, ze zrozumiałych względów, nazywaliśmy tę poduszeczkę brudaskiem. Z tymi rzeczami jeszcze często jest tak, że ich nie można uprać. Liczy się nie tylko wygląd, ale i zapach.
Nie można ich też wymienić na nowe.
Właśnie. Zresztą ciekawe jest to, co dzieci robią z tymi zabawkami. To przedmiot, który obdarowuje się miłością, ale też targa, rzuca, uszkadza.
Traktuje jak rodzinę.
Coś takiego. To pierwszy przedmiot, który musi znieść naszą złość, gdy np. coś mu urwiemy. Ale jednocześnie takie doświadczenie uczy, że szkodę można naprawić, np. doszywając urwany ogonek. Winnicott uważa, że to model, na którym jesteśmy w stanie uczyć się korzystania z kultury.
Proszę zauważyć, że my zostawiamy te znaczące przedmioty, kiedy przestają nam być potrzebne, lecz nie zapominamy o nich. Choć, jak pokazują wspomniane przez Panią badania, istnieje też duża grupa osób, która w dorosłym życiu nie rozstaje się z tymi rzeczami.