fbpx
fot. archiwum prywatne, G. Michenaud/il. T. Piotrowski
Michał Paweł Markowski, Dobrosław Kot październik 2017

Serce mroku

Kultura pupularna (gra słów zamierzona) wcale nas nie ogłupia, jak się zwykle sądzi, ale upupia, czyli uparcie pracuje nad nami, byśmy nie zwracali uwagi na życie codzienne, w którym wszystko – zwłaszcza relacje między ludźmi – się rozstrzyga.

Artykuł z numeru

Geny. Projektowanie czy loteria?

Geny. Projektowanie czy loteria?

Michał Paweł Markowski: Jedna z moich ulubionych scen filmowych pochodzi z dzieła Francisa Forda Coppoli Czas Apokalipsy (Apocalypse Now). Film, jak wiadomo, luźno oparty na Jądrze ciemności Josepha Conrada, opowiada historię wyprawy z Wietnamu do Kambodży pewnego oficera armii amerykańskiej, którego zadaniem jest odnalezienie tajemniczej postaci, pułkownika Kurtza, posądzanego o założenie niebezpiecznego kultu. Rzecz dzieje się w czasie wojny w Wietnamie i Kurtza gra Marlon Brando. Scena, o której mówię, rozgrywa się już pod koniec: kapitan Willard (grany przez Martina Sheena), którego wysłano, by zlikwidował byłego komandosa, słucha długiego monologu Kurtza. Nie sposób zapomnieć, jak Brando, którego twarz to wyłania się z ciemności, to w niej się gubi, opowiada o horrorze, jaki jest jego udziałem w głębi dżungli. Ale nie o tym chcę mówić. Willard zabija Kurtza, którego ostatnie słowa – jak u Conrada – to „The horror! The horror!” (scena ta zmiksowana jest ze sceną rytualnego mordu na bawole). Kiedy opuszcza to przeklęte, porzucone przez Boga miejsce, wszyscy „dzicy” oddają mu pokłon, jak nowemu bogu, który zabił boga panującego do tej pory.

Przedtem jednak, gdy kamera przeszukuje swoim okiem mieszkanie Kurtza, nawet nieuważny widz dostrzega w podręcznej biblioteczce pułkownika dwie książki: Złotą gałąź Jamesa Frazera i Legendę o Graalu: od starożytnego obrzędu do romansu średniowiecznego Jessie Weston. Obydwie książki cytuje Eliot w przypisach do Ziemi jałowej, którą – w fascynujący sposób – czyta Kurtz / Brando w filmie. Poruszamy się więc w zaklętym kręgu: Kurtz czyta Eliota, który czyta Frazera, którego czyta także Weston. I teraz najważniejsze pytanie: czy my także musimy czytać Złotą gałąź Frazera, żeby zrozumieć film Coppoli? Laurence Coupe, autor zgrabnej książeczki Myth w serii „The New Critical Idiom”, mówi, że bez Frazera i Weston nie da się zrozumieć Czasu Apokalipsy, bo film opowiada historię śmierci i odrodzenia boga, która właśnie dzięki Frazerowi została rozpoznana jako jedna z największych opowieści mitycznych ludzkości. Czy tak rzeczywiście jest? Czy musimy znać całe to antropologiczne tło, żeby „rozumieć” film? Czy Hollywood domaga się od nas erudycji? Czy może raczej wystarczy niejasne – Ty może powiedziałbyś, „majaczące” – uczucie, że coś tu w momencie rytualnego mordu, dzieje się ważnego, czego jednak nie musimy dokładnie znać, bo taka wiedza zniszczyłaby nasze „autentyczne” przeżycie?

 

Dobrosław Kot: Wielka scena, zaprawdę! I zobacz: ona działa. Każdy widz chyba czuje, że dokonało się coś ważnego, niepokojącego, niesamowitego. Frazer et consortes pomaga w nazwaniu tego, sproblematyzowaniu, ale do samego przeżycia – właśnie, czego? wzniosłości, grozy, oczyszczenia? – nie jest chyba niezbędny. Podobnie jak większość chrześcijan autentycznie przeżywających Eucharystię nie czytało św. Tomasza, Rahnera czy von Balthasara. Nie jest też chyba tak, że lektura Frazera czy teologów przeszkadza w doświadczeniach tego rodzaju. A w każdym razie nie jest to bezwzględną regułą.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się