fbpx
Anna Marchewka listopad 2016

Sukienka w sprawie

Zespołowej pracy – jak gry w piłkę – trzeba się nauczyć. Jak duże to zadanie? Wystarczy przypomnieć niechęć do wpisywania się w tradycję działań kobiecych: pisarki i poetki pytane o inspiracje, o mistrzynie najczęściej odpowiadają, że nie mają takich – jakby odwołanie się do osiągnięć Zofii Nałkowskiej czy Anny Świrszczyńskiej groziło posądzeniem o wtórność. Czy przyznajemy się do tego czy nie, to wchodzimy po ich plecach i wspierając się na ich ramionach, widzimy więcej, dalej, bo nie musimy zaczynać od nowa.

Artykuł z numeru

Wpatrzeni w Europę

Wpatrzeni w Europę

Mamy II połowę 2016 r. i tyle już zdążyło się wydarzyć: nie tylko przez ostatnie miesiące, ale lata, dziesięcio-, a nawet stulecia. Emancypacyjne ruchy i organizacje wymusiły przyznanie kobietom biernych i czynnych praw wyborczych, praw do edukacji (włączając poziom uniwersytecki), praw dziedziczenia i obejmowania coraz wyższych stanowisk, a wreszcie umożliwiły (jako taką, ponieważ różnice w płacach pracowników i pracownic wciąż są zauważalne) samodzielność ekonomiczną. Autorki (poetki, prozaiczki, eseistki, tłumaczki i naukowczynie) nie tylko publikują, ale nawet od czasu do czasu święcą triumfy (popularność, nagrody, wysokie miejsca w zestawieniach sprzedaży). Niby nie jest tak źle, jak było, niby nawet lepiej, ale co i rusz okazuje się, że jeszcze dużo trzeba zrobić w sprawie wykluczeń, nierówności, niedoreprezentacji, przełamywania stereotypów i uprzedzeń. Emancypacja realna, w obyczajach i mentalności, umożliwiająca pokonanie uprzedzeń i przyzwyczajeń zachodzi znacznie wolniej niż ta ustawodawcza. Zresztą nawet egzekwowanie już istniejących praw wymaga determinacji, odwagi oraz świadomości – trzeba wiedzieć, że można, trzeba chcieć móc i mieć ochotę domagać się. Robimy to? My? Autorki i czytelniczki?

 

Co robić?

W tym roku o Międzynarodowym Festiwalu Poezji Silesius było głośno nie tylko dlatego, że lubimy poezję czy też lubimy emocjonować się literackimi konkursami (festiwal towarzyszył Wrocławskiej Nagrodzie Poetyckiej Silesius przyznawanej w trzech kategoriach: za całokształt twórczości, za książkę roku i za debiut). Obserwowanie tych niesportowych zawodów to nie lada gratka: nie da się zmierzyć ani zważyć ocenianej książki, dzięki czemu kłótnie o to, która jest bezdyskusyjnie lepsza, mogą trwać w nieskończoność (nie ma szans na zdobycie dowodu podobnego do tych z bieżni czy skoczni; pomaga za to wystarczająco silny głos). Temperaturę tych twórczych sporów podnosi nie tylko prestiżowy wymiar wyróżnień, rozgłos (współczesne życie literackie toczy się w niszy, przez co bardziej dotkliwie odczuwane są podziały, układ hierarchiczny czy – było nie było – lokalna sława; nie o same statuetki gra się toczy), ale i pieniądze.

Dostać honorową nagrodę to miłe wyróżnienie, ale uwagę (tak czytelników, jak i mediów) przykuwają zwłaszcza te wydarzenia, które związane są z wysoką finansową wygraną.

Świat czytających poezję czekał wiosną na werdykt; zwyczajowo wcześniej wiadomo było, kto dostanie nagrodę za całokształt twórczości (Julian Kornhauser), ale gorączka rosła na samą myśl o tym, komu przypadnie 50 tys. zł za książkę roku i 20 tys. zł za debiut. Na rozgrzewkę przygotowano mnóstwo atrakcji, przede wszystkim spotkania z poetami i poetkami, panele dyskusyjne. Protest Justyny Bargielskiej, cenionej i wielokrotnie do tej pory nagradzanej poetki, wywołał burzę. Odmówiła ona udziału w zbiorowym spotkaniu, ponieważ miała być w nim jedyną kobietą (gdyby wziąć pod uwagę wszystkie wydarzenia festiwalowe, wyszłoby na to, że aż 80% stanowili mężczyźni). Protest w tak drastycznej formie jest wymowny aż nadto – stał się językiem tych, których głos miał być niesłyszalny. Znakomita poetka została postawiona przed wyborem legitymizacji takiej formuły poetyckiego spotkania, w której autorki pozostają na marginesie, albo odrzuceniem jej. Można by zapytać, czy rezygnacja to rzeczywiście dobra strategia: może lepiej mieć mały udział, niż nie mieć go wcale, a z czasem wypracować większy udział? Ale może w 2016 r. poetki mogą już zwyczajnie się wkurzyć i nie muszą już zadowalać się okrawkami? Może mogą wreszcie chcieć wszystkiego, co im się tylko zamarzy? I nie muszą godzić się na przyjmowanie roli aspirującej mniejszości, z którą na dodatek się nie dyskutuje (Bargielska twierdzi, że na listy w sprawie składu dyskutantów organizatorzy nie reagowali)?

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się