Lubię Chanukę. Porusza mnie to, że jej obchody przypadają w grudniu (czasem na przełomie listopada i grudnia), tak blisko Bożego Narodzenia. Ilekroć zapalam na wieńcu adwentowym kolejne światła (docelowo cztery – tyle, ile jest tygodni Adwentu), ze wzruszeniem myślę o Żydach podobnie odmierzających czas swego świętowania (codziennie, przez osiem dni, zapalają jedną świecę więcej, aż dojdą do ośmiu świateł).
Niektórzy porównują ze sobą Chanukę i Boże Narodzenie, biorąc pod uwagę przede wszystkim komercyjny (czas intensywnych zakupów) i obyczajowy (wysyłanie kartek świątecznych, wręczanie prezentów, chanukowy świecznik jako alternatywa dla choinki, specjalny jadłospis etc.) wymiar obu tych świąt. Rzeczywiście, można dostrzec w nich pewne podobieństwo. Na pierwszy rzut oka najważniejszy wydaje się ich charakter rodzinny oraz to, co ludzie zwykli nazywać magią świąt (w dużej części świata jednym z elementów tej magii jest śnieg, white Christmas, o którym śpiewał Bing Crosby). Niemniej – nie dotykając, oczywiście, istoty rzeczy (chodzi przecież o dwie różne, choć bliskie sobie, religie) – owe podobieństwa i punkty styczne sięgają głębiej. Dużo głębiej.
Zacznijmy od tego, że zarówno Chanuka, jak i Boże Narodzenie są kojarzone ze światłem. Tzw. cud chanukowy polegał na podtrzymaniu światła w Świątyni pomimo braku specjalnie do tego przygotowanej „czystej” oliwy. Do dziś na pamiątkę tego wydarzenia w żydowskich domach płonie chanukija – znak zwycięstwa światła nad ciemnością. I znak nadziei. Izraelska pisarka Efrat Gal-Ed przytacza w tym kontekście słowa pieśni, jaką śpiewano w jej szkole w święto Chanuki: „Każdy z nas jest małym światełkiem, ale razem tworzymy potężne światło. Precz, precz z tobą, ciemności!”.
Z kolei z Bożym Narodzeniem łączy się symbolika Gwiazdy Betlejemskiej prowadzącej Mędrców do nowo narodzonego Mesjasza. On sam określany jest jako „Światło na oświecenie pogan”, które „przychodzi na świat”, aby każdy, kto pójdzie za Nim, już nigdy nie chodził w mroku.
Moim zdaniem to nie przypadek, iż Boże Narodzenie i Chanuka – na naszej północnej półkuli, na której narodziły się obie te tradycje religijne – są obchodzone u progu zimy, kiedy noc jest o wiele dłuższa od dnia. Wtedy właśnie płoną chanukowe lampy – ażeby rozjaśnić napierającą zewsząd ciemność. I wtedy też przychodzi chrześcijański Mesjasz, „Wschodzące Słońce”, dzięki któremu „nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło” (por. Iz 9,1). Warto pamiętać, że kiedy chrześcijanie decydowali o wyborze daty świętowania Bożego Narodzenia, ważnym argumentem było dla nich przesilenie zimowe i obchodzone wtedy w wielu kulturach pogańskich święto „odradzania się słońca”: czas, w którym noc staje się coraz krótsza, a dzień – przeciwnie – coraz dłuższy.