fbpx
Gesina ter Borch, Autoportret via Wikimedia Commons
Gesina ter Borch, Autoportret via Wikimedia Commons
Piotr Oczko grudzień 2022

Szkicownik Gesiny

Gesina ter Borch nigdy nie stała się artystką profesjonalną. Tyle tylko że to właśnie stanowi teraz największą wartość jej twórczości: sztuki szczerej, wolnej, spontanicznej.

Artykuł z numeru

Dobre życie w chaotycznym świecie

Czytaj także

Piotr Oczko

Życie sztuką i ze sztuką

autoportret Angeliki Kauffmann

Piotr Oczko

Skandale Angeliki

Michałowi Zakrzewskiemu, akwareliście

Gdy niedawno złożyłem do druku artykuł, czujna redaktorka (gatunek skądinąd niemal na wymarciu) zaniepokoiła się: w co drugim przypisie – a było ich prawie 100 – jako miejsce publikacji figurowało Zwolle. Obawy okazały się jednak na wyrost – Zwolle to siedziba wydawnictwa Waanders mającego w Holandii monopol na książki o sztuce i katalogi wystaw. Jego firmowa księgarnia mieści się w wielkim gotyckim kościele dominikańskim Broerenkerk. To zresztą żaden wyjątek: w Maastricht w podobnej średniowiecznej budowli również znajdziemy księgarnię, słynną niemal w całym świecie Boekhandel Dominicanen, raz po raz pojawiającą się w rankingach najpiękniejszych miejsc dla bibliofilów, zaś w Zutphen – bibliotekę. Kościół jako świątynia czytania – to i tak nieźle, wziąwszy pod uwagę fakt, że gotycki zabytek w Maastricht przez lata służył jako magazyn, stajnia i rzeźnia, a w samym Zwolle w XIV-wiecznym Bethlehemkerk jada się teraz sushi.

Zważywszy postępującą laicyzację, pewnie i w Polsce staniemy niedługo przed podobnym dylematem: restauracja czy biblioteka?

Nie tak dawno temu w Krakowie mówiło się o desakralizacji uroczego barokowego kościoła pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny przy ul. Kopernika, który, niczym kukułcze jajo, stał się własnością miasta jako część zespołu budynków nabytych od Szpitala Uniwersyteckiego. Kuria nie była zainteresowana zapłaceniem 24 mln zł za zabytkową świątynię, którą odwiedza tylko garstka wiernych, prawicowe media podniosły zaraz raban, zaś aktywiści „Kolektywu Wesoła” zwracali uwagę, że na tej samej ulicy stoją przecież jeszcze trzy inne kościoły.

Córka i siostra Ter Borcha

Zwolle, hanzeatyckie miasto ulokowane na bezpiecznym wzniesieniu opływanym przez cztery rzeki (IJssel, Vecht, Aa i Zwarte Water), w XVII w. znane było z handlu bławatnego, nie zaś sztuki. W 1997 r. w tamtejszym Stedelijk Museum widziałem przekrojową wystawę Zwolle in de Gouden Eeuw. Cultuur en schilderkunst (Zwolle w Złotym Wieku. Kultura i malarstwo) i, proszę mi wierzyć, nie za bardzo było się czym pochwalić. Z jednym, rekompensującym jednak wszystko wyjątkiem: żyła tam i tworzyła wielka artystyczna rodzina Ter Borchów. Zaczęło się od Gerarda ter Borcha starszego (ok. 1582–1662), zręcznego malarza i złotnika, który przez osiem lat mieszkał w Rzymie i w Neapolu, gdzie namiętnie szkicował starożytne rzeźby i ruiny. Po powrocie z Italii specjalizował się głównie w tematach mitologicznych i biblijnych (zachował się tylko jeden jego obraz, Ofiara Abrahama), szybko jednak porzucił sztukę, by zająć się sprawami bardziej prozaicznymi i intratnymi – zaczął piastować w Zwolle wysokie publiczne funkcje i urzędy. Pieniądze były mu niewątpliwie potrzebne, w trzech małżeństwach doczekał się bowiem aż trzynaściorga dzieci. Pozostał jednak wierny pasjom, do końca życia rysował i kolekcjonował dzieła sztuki. Trzech synów odziedziczyło po ojcu talent i początkowo uczyło się pod jego okiem malarskiego fachu. Najstarszego z nich Gerarda ter Borcha młodszego, nie trzeba chyba przedstawiać: to jeden z czołowych holenderskich malarzy XVII w., twórca tzw. Ojcowskiego napomnienia (będącego de facto sceną w burdelu), Traktatu pokojowego w Münster, wzruszającego portretu dwuletniej Heleny van der Schalcke, przed którym przystaje w Rijksmuseum chyba każdy, oraz niezliczonych scen rodzajowych. Gerard, po odbyciu zagranicznych wojaży do Anglii, Włoch i Hiszpanii, osiedlił się w pobliskim Deventer, ale utrzymywał intensywne kontakty z rodziną w Zwolle. Drugi syn, Harmen, zostawił po sobie świetne rysunki (głównie scenki rodzajowe z udziałem dzieci, żołnierzy i pasterzy) oraz obrazy tworzone pod wpływem wybitnego starszego brata. Gdy zmarł ojciec, przejął część jego państwowych obowiązków i tak jak on kiedyś zapomniał o pędzlach, kredkach i ołówkach. Z kolei Moses był rysownikiem i portrecistą, zapowiadającym się równie dobrze jak Gerard. Skrzydeł jednak nie rozwinął – w wieku 20 lat, w czasie drugiej wojny angielsko-holenderskiej, zaciągnął się do marynarki wojennej i zmarł w 1667 r. na skutek ran odniesionych podczas oblężenia Landguard Fort nieopodal Harwich.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się