Na ponad 600 stronach tej bogato ilustrowanej książki nie brakuje filozoficznych zdań (np. „Sztuka nie musi się rządzić żadnymi prawami, jeśli ma coś do powiedzenia”), ale przede wszystkim ważne jest to, że uczestniczymy w wiwisekcji na żywym organizmie, jakim jest wciąż otwarta biografia. Artysta z budzącą szacunek drobiazgowością omawia koleje swego losu, nie omijając trudnych tematów ani kontrowersyjnych spraw, które mogłyby zszokować opinię publiczną. Dzieje się tak np., gdy podejmuje kwestię męskich przyjaźni czy ważny dla niego wątek żydowski. Obywa się przy tym bez sensacji. Pytania o pikantne szczegóły nie zdążą nawet paść ze strony dociekliwych i znakomicie przygotowanych pytających (brawa dla tych panów – także za to, że zapanowali nad ogromnym materiałem) – uprzedza je Trzaska, zaznaczając że nie wszystko jest na sprzedaż. Jednak artysta i tak zdradza bardzo dużo: o sobie, bliskich i współpracownikach.
Opowieść toczy się wartko, spowalnia nieco jedynie tam, gdzie pojawiają się akapity o technicznych stronach muzykowania. Nie mam o to pretensji. Jestem przecież okazjonalnym słuchaczem, a to książka dla wielbicieli – oni muszą znać szczegóły. I koniecznie powinni przeczytać tę książkę, bo to naprawdę przyzwoita pozycja.
–
Mikołaj Trzaska, Tomasz Gregorczyk, Janusz Jabłoński
Wrzeszcz! Mikołaj Trzaska. Autobiografia
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020, s. 646