Wiadomo: najmniej niewinne są spisy treści. Jeśli spojrzeć na te, które znajdziemy w trylogii eseistycznej Ryszarda Koziołka – od Dobrze się myśli literaturą (2016), przez Wiele tytułów (2019), aż po ostatni z Czytać, dużo czytać – dostrzec można co najmniej dwie zależności. Pierwsza z nich to ruch w stronę strukturyzacji: o ile inicjujący to swoiste triangulum zbiór składał się z kilkunastu esejów ułożonych ciągiem (bez podziału na tematyczne subdomeny), o tyle kolejny zdradzał już wewnętrzne pola zainteresowań autora (teologia, ostatnia wielka fikcja!), a także zapowiadał, w zamykających książkę tekstach, wyraźniejszy zwrot „ku sobie”. I to właśnie rzecz druga – coraz intensywniejsze osadzanie w tekstach „ja” czytającego (świat poprzez literaturę i odwrotnie), które w najnowszym zbiorze jest już nie tylko znakiem performatywnej autonomii podmiotu, lecz szczeliną ujawniającą nieustanne napięcie, towarzyszące pisarstwu Koziołka niemal od początku.
Jakie to napięcie? Spójrzmy na tytuły rozdziałów w Czytać, dużo czytać – Nie trzeba być tylko sobą, Mój głos, ich słowa i Po swoje. Autor Ciał Sienkiewicza buduje swoje znakomite eseje wokół źródłowej dla literatury dialektyki pomiędzy tym, co prywatne, i tym, co publiczne, biorąc za punkt wyjścia odwieczną naprzemienność milczenia i mowy – najważniejszych figur czytelniczego doświadczenia. Milczenie utożsamiamy tutaj z lekturą: zawieszenie komunikacji jest warunkiem koniecznym przed zabraniem głosu. Mowa z kolei jest wszystkim, co się dzieje dzięki lekturze, czyli wszelką praktyką interpretacyjną. Milczenie jest prywatne, wsobne, separujące, mowa jest publiczna, ekstrawertyczna, inkluzywna. Wszelako jedno bez drugiego istnieć nie może. Z tej oscylacyjnej bieganiny od lekturowego idiomu do dyskursu społecznego wyłania się cała filozofia literatury Ryszarda Koziołka, którą zawrzeć można w wywiedzionym przezeń z lektury Greka Zorby Kazantzakisa przekonaniu, że „u genezy tej powieści leżą egzystencja i polityka jako największe wyzwania stojące przed myślącym i czującym człowiekiem”. Owszem, Koziołek czujnie za greckim pisarzem podąża, bo przecież i dla niego skrajnie osobna (profesor rzekłby zapewne: łagodnie socjopatyczna) praktyka czytelnicza ma sens o tyle tylko, o ile służy rozpoznaniu nie siebie wyłącznie, ale i pola społecznego, w którym się uskutecznia. Dlatego najnowsza książka autora Dobrze się myśli literaturą, bardziej jeszcze niż poprzednie zbiory esejów, jest wystąpieniem przeciwko iluzji życia niepolitycznego albo prywatyzacji wolności politycznej (z takim właśnie zjawiskiem, zdaniem śląskiego literaturoznawcy, mamy w Polsce do czynienia).
Ów sprzeciw widać w każdym nieledwie eseju, a ich zakres tematyczny jest doprawdy imponujący. Koziołek pisze m.in. o Darwinie, Lutrze, Pilchu, Tokarczuk, a także o serialach, drugiej żonie Bacha, Nietzschem i całkiem sporo o Jezusie. No i jak to jest napisane! Z przysłowiową już erudycją, dobrze ustawioną metaforą, analityczną precyzją, wyostrzonym zmysłem ironicznym, wciągającym czytelnika szwungiem. Tak o literaturze rozprawiać sprawa rzadka niezwykle. Dyskretny urok eseistyki Koziołka nie powinien jednak odwracać nadmiernie naszej uwagi od zasadniczego problemu, za jaki autor w Czytać, dużo czytać uważa najpewniej zjawisko „kulenia się” – zamykania się w „kulach” naszych poglądów, tożsamości, uprzedzeń. Równie jednak niebezpieczne, dowodzi eseista, jest złudzenie bezpieczeństwa, o którym roimy, próbując zatrzaskiwać się w „bańce” antypolitycznej. Nie oglądasz wiadomości, paru gościom krzyczysz: „pas!”, wolisz zanurzyć się w nowej powieści Andrzeja Stasiuka czy przepastnych otchłaniach Dzienników Jana Józefa Szczepańskiego? Świetnie, ale polityka już tam jest. Podkreślasz ciągle, że trzymasz się od niej w bezpiecznej odległości, bo naprawdę ważne są nie kolejne wybory, lecz poezja Yeatsa albo Świetlickiego? Nie szkodzi, polityka i tak do ciebie przyjdzie. I nie chodzi tu żadną miarą o „zaangażowanie” literatury czy nieustającą konieczność udowadniania przydatności humanistyki – autor Wielu tytułów nie rozwija prostej opowieści ani o dających przewagę „kompetencjach”, ani o – jak śpiewa Fisz Emade – „chujowych skillach”, które wstydliwie przemilcza wielu absolwentów filologii czy studiów kulturowych. Koziołek wyprzęga literaturę z tego uścisku, próbując wyprowadzić ją na szerokie wody, w których nie jest ona oddzielonym od pozostałych dyskursów archiwum dawnych bajań, lecz pełnoprawnym sposobem mówienia w świecie baniek informacyjnych, fake newsów, mediów społecznościowych, szerzących się populizmów, wojen i kolejnych kryzysów.