Ostatni wywiad, jakiego Derrida udzielił przed śmiercią, wiedząc już, że rak trzustki mu nie odpuści, ukazał się w książce W końcu nauczyć się żyć. Filozof jest tu melancholijny, wspomina zmarłych już kolegów: Foucaulta, Barthes’a, Lyotarda. Tytuł jest jednak przewrotny: zamiast lekcji i porad, których można by intuicyjnie oczekiwać, natrafimy na konstatację, że nauczenie się życia jest niemożliwe. Derrida dystansuje się do koncepcji filozofii, której opanowanie ma oswajać z przemijaniem. Nie po drodze mu też z uwalniającą od strachu przed śmiercią religijną obietnicą życia wiecznego. Sztuka nie polega na przenoszeniu wartości na świat pozamaterialny, lecz na tym, by jak najdłużej godnie trzymać się życia – doczesnego, pełnoprawnego i jedynego.
Zadziwiające, że ta rozmowa – pierwotnie wydrukowana w prasie codziennej – nie zestarzała się. I to nie tylko ze względu na uniwersalną tematykę życia i śmierci. Moją uwagę zwróciły dwie inne kwestie. Derrida wypowiada się tu m.in. nt. profesorów negujących Zagładę i wskazuje na kryteria, które wytyczają granicę dla wolności badań naukowych: niekompetencję, a więc np. twierdzenie czegoś wbrew licznym dowodom, i nikczemność. Czytając dziś jego słowa, moje myśli wędrowały przede wszystkim w kierunku antyszczepionkowców. Ponadto filozof odnosi się do sporów wokół par jednopłciowych. Mówi, że będąc prawodawcą, usunąłby z prawa cywilnego pojęcie małżeństwa, zastępując je świeckim konceptem związku partnerskiego. Małżeństwo zaś pozostawiłby jako opcję zawieraną przed autorytetem religijnym, pozwalającą chętnym „uświęcić” wcześniej zawartą umowę. Jak widać, wciąż mierzymy się z podobnymi wyzwaniami.
—
Czytaj także
Przemoc wobec zwierząt
Jacques Derrida
tłum. i posłowie Piotr Sadzik,
Wydawnictwo Eperons-Ostrogi, Kraków 2021, s. 74