Spędził Pan nastoletnie lata w rozdartym wojną Libanie. Czy to doświadczenie ukształtowało Pańskie myślenie o niepewności i ryzyku?
Wojna to jedno z tych rzadkich, ekstremalnych wydarzeń, które zmuszają do kształtowania charakteru, choćby po to, by przetrwać w obliczu nieprzewidywalnego. Niemniej Liban skłania mnie do jeszcze głębszego namysłu, m.in. nad moją miłością do zachodniej cywilizacji, która narodziła się na tych terenach – przed Atenami, Rzymem, Konstantynopolem była przecież Fenicja. Odczuwam silny związek z antycznym światem. Prowadzę nawet badania genetyczne, które ujawniły wiele śladów rzymskiego DNA wśród mieszkańców Libanu.
Lubi Pan podważać powszechne przekonania – Pańska słynna koncepcja „czarnego łabędzia” opisuje wydarzenie o dużym wpływie, którego żadna wiedza nie jest w stanie przewidzieć…
Czarny łabędź przypomina o prostym fakcie: twierdzenie takie jak „wszystkie łabędzie są białe” jest fałszywe, ponieważ jest empirycznie nieweryfikowalne. Tymczasem wiele prognoz opiera się na podobnie niekompletnym typie informacji. W mojej książce, korzystając z danych statystycznych i probabilistycznych, zadałem kłam wszystkim tym ludziom, a przede wszystkim bankierom i kanapowym ekspertom, którzy myślą, że dysponują wiedzą w dziedzinach z gruntu nieprzewidywalnych. Tymczasem decyzje są tylko luźno oparte na bezpośredniej wiedzy. W rzeczywistości zależą od wszelkiego rodzaju elementów, o których nie mamy bladego pojęcia, a także od błędnych przekonań, które mogą jednakże popychać do właściwych wyborów. Można tu podać przykład rdzennych mieszkańców na wybrzeżu Indonezji, którzy nigdy nie śpią nad morzem, ponieważ wierzą, że te okolice są nawiedzane przez dusze ich przodków – i dzięki temu przeżyli tsunami w 2004 r.
Świat można poznawać na dwa sposoby. Pierwszy jest statystyczny i epistemologiczny: próbujemy zrozumieć to, co wiemy, poprzez tworzenie modeli. Drugi to umiejętność dostrzegania zagadnień, których nie rozumiemy, biorąc pod uwagę aspekty takie jak niepewność i przypadek. Nie rezygnujmy więc ze statystycznego rygoru, ale na wszelki wypadek wynajmijmy prawnika! Zasadniczo lepiej być świadomym tego, czego się nie wie, niż pewnym tego, co się wie.
Inspiruje Pana Sekstus Empiryk, sceptyk żyjący na przełomie II i III w. Nazwał Pan nawet swoją firmę handlową „Empirica” na jego cześć…
Lubię sceptyków – od Pyrrona i Al-Ghazalego po Montaigne’a i Hume’a – choć niektórzy z nich mieli tendencję do gubienia się w prowadzących donikąd spekulacjach. W przypadku Sekstusa sceptycyzm stanowił radykalną formę antydogmatyzmu i, co ważniejsze, miał wymiar praktyczny. Jako lekarz Sekstus musiał znaleźć rozwiązania rzeczywistych, namacalnych problemów. Pomocnym narzędziem, stosowanym w poszczególnych sytuacjach, było zawieszenie osądu i przekonań. Sceptycy szanowali czas i praktyczne rezultaty.