Historia zatacza koło. Luna z Theo wyprowadzają się z miasta, zamieszkują wraz z Miśką i jej synem starą szkołę, po czym wracają – każdy w inne miejsce: Luna do starego mieszkania, Theo do swojej ojczyzny, a syn Miśki do ojca. Zmienna przestrzeń w książce jest naczyniem na emocje bohaterów, które zdają się dostosowywać do nowych kształtów i wypływać z nich zmienione. To niemalże klasyczny układ powieściowy z punktem kulminacyjnym, który prowadzi do przemiany bohaterów i ich wzajemnych relacji.
Jelonek oparła Trzeba być cicho na (zbyt) prostych przeciwieństwach: pełnej życia, bliskiej naturze i cielesności radosnej Michalinie oraz milczącej, wycofanej i spiętej Lunie, która nie za bardzo potrafi wyjść ze swojej głowy. Wokół nich krążą inne postaci: niemogący dosięgnąć żony delikatny Theo, znikająca w dusznym małżeństwie Zuza, pełen ciepła i wsparcia idealny Kajetan. Całość jest pełna niedopowiedzeń, miejscami bardzo poetycka. Książka zostawia wrażenie nie do końca rozwikłanej (czy też uchwyconej) tajemnicy, a jej słodko-gorzkie zakończenie sprawia, że czytelnikowi wydaje się, iż wszystko jedynie podglądał przez dziurkę od klucza. Trzeba być cicho właściwie pozostaje otwarte, a uchwycone w nim życie trwa i ewoluuje dalej. Wystarczy je sobie wyobrazić.
Czytaj także
Ekologia naszych zmarłych
–
Agnieszka Jelonek
Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2022, s. 168