Baldwin, rekonstruując swój los (syna pastora, mieszkańca Harlemu, Amerykanina w Europie), boleśnie i świadomie obnaża własne problemy z narzucaną mu nieustannie tożsamością. Nie godzi się na gettoizację swojego myślenia oraz pisania, walczy o odkłamywanie mitów dotyczących czarnej społeczności, trafnie i ironicznie puentuje jej własne uprzedzenia. Jednocześnie nie próbuje być ideologiem żadnej sprawy. W Zapiskach autobiograficznych deklaruje, że nie jest spadkobiercą białego ani czarnego dziedzictwa, a jedynym jego wyjściem pozostaje przyswojenie obu. Inaczej nie miałby miejsca nigdzie.
Niechciany syn swego kraju prowadzi czytelnika esejów przez ideologiczne meandry powieści protestu, szuka w tekstach kultury i ludzkich reakcjach sygnałów rasizmu, analizuje uwikłania afroamerykańskiej prasy, ograniczenia narzucane na czarnych twórców. Z niepokojem śledzi też swoje lęki, obserwuje zalążki kiełkującej w nim rasowej nienawiści, narodziny gniewu i potrzeby rewolucji. Obraz życia „Murzyna w Ameryce” lat 40. legitymizuje wszystkie te uczucia, a jednak Baldwin nie ustaje w walce o prawo do obcości oznaczającej po prostu: osobność. Bo – jak udowadnia w poruszającym tytułowym eseju o śmierci ojca – nie liczy się biel i czerń, ale pojedyncze istnienie, każdorazowo inne i fascynujące. I to dla niego właśnie warto postarać się „ustrzec własne serce przed nienawiścią i rozpaczą”.
—
James Baldwin
Zapiski syna tego kraju
tłum. Mikołaj Denderski, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2019, s. 221