Andrzej Muszyński: Dlaczego mieszkańcy okolic Ojcowskiego Parku Narodowego buntują się przeciwko zapisom nowego planu ochrony parku?
Józef Partyka: Jest to najmniejszy park narodowy w Polsce, leżący w bardzo atrakcyjnym krajobrazowo terenie, w pobliżu Krakowa. Jego granice są mocno „poszarpane”. Nawiązują głównie do struktury własnościowej i do granicy lasu. Między drogami – krajową i wojewódzką ‒ a obszarem parku znajduje się strefa ochronna, inaczej zwana otuliną. Nie jest obojętne, co się w niej dzieje, zwłaszcza że jej obszar budzi spore zainteresowanie różnych osób jako potencjalne miejsce pod zabudowę.
Otulina nie stanowi wprawdzie formy ochrony przyrody, ma jednak zabezpieczać park przed negatywnymi czynnikami, takimi jak uciążliwe zakłady pracy, kopalnie, kamieniołomy itd. A także przed niekontrolowanym osadnictwem. I tu leży główna przyczyna niezgody.
Jak szeroka jest ta otulina?
Czasem jest to 200 m, czasem dwa km, np. od drogi „olkuskiej” do drogi po wschodniej stronie parku, do Wielmoży. Gdy w latach 70. XX w. opracowywano koncepcję jurajskiego parku krajobrazowego, który od strony zachodniej objąć miał Dolinki Krakowskie, a od wschodniej Dolinę Dłubni, istniała możliwość, by granice tworzonego parku krajobrazowego pokrywały się z granicami Ojcowskiego Parku Narodowego. Wtedy nie trzeba by tworzyć otuliny. Park krajobrazowy nie objął jednak strefy między wspomnianymi drogami, w której znajduje się Dolina Prądnika. W grudniu 1981 r. powstała otulina o powierzchni 7 tys. ha. Dopiero jednak w 1997 r. w wyniku nowelizacji rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie Ojcowskiego Parku Narodowego dokładnie określono przebieg jej granic i ustalono ostateczną powierzchnię.
Teraz mieszkańcy protestują, bo nie mogą przekształcić działek rolnych na budowlane.
Mamy nieudolne zagospodarowanie przestrzeni, szczególnie w Małopolsce. Gdyby zabudować wszystkie wyznaczone dotychczas tereny budowlane w otulinie Parku, mieszkałoby tu ok. 100 tys. ludzi! W tej chwili żyje w niej 10 tys. mieszkańców. Wiele osób nie buduje domów na istniejących działkach budowlanych, bo np. teren jest nieuzbrojony, są trudności z dojazdem. Klasyczny przykład to Sąspów. Mieszkańcy tej wsi chcą poszerzyć tereny budowlane, proponują wprowadzanie nowych inwestycji wzdłuż polnych dróg. Wskutek tak prowadzonej zabudowy powstaną nowe osiedla. Jest tu widoczna bardzo silna ekspansja. Park narodowy musi się przed tym bronić ze względu na korytarze ekologiczne. Oczywiście nie można blokować całej rozbudowy, lecz tylko tę, która zagraża migracji fauny. Nie jesteśmy w stanie wypłacać rekompensat za brak możliwości zabudowy działki. Nie ma na to funduszy, a poza tym nie jest to możliwe prawnie.
Ostatnio obserwuję intensywną rozbudowę wsi. W ciągu dwóch, trzech sezonów powstają nowe osiedla. Jedną z głównych tego przyczyn tego zjawiska jest to, że młodzi ludzie mają dość swoich rodzinnych wsi, gęsto zabudowanych, często brzydkich, z niebezpiecznymi drogami, nieprzyjaznych. Poza tym nie chcą mieszkać z rodzicami i dziadkami w starych gierkowskich domach. Uciekają w pola. Co stanie się z tymi starymi wsiami za 20 lat? Przecież te domy będą zaraz stały puste.