Mam wrażenie, że bardzo często myślimy dychotomicznie: cisza jest cudowna i dobroczynna, a hałas zły i szkodliwy.
Jeżeli spojrzymy na to zagadnienie filozoficznie, myśląc o tym, że cisza jest też stanem umysłu – brakiem możliwości interakcji czy rozwoju, osamotnieniem, a co za tym idzie, wykluczeniem gigantycznych grup społecznych: od migrantów, przez seniorów, po osoby z niepełnosprawnością – to oczywiście nie można powiedzieć, że hałas jest zawsze zły. Z całą pewnością zdarzają się momenty, w których cisza jest niewłaściwa. Tak jak nie chcielibyśmy, żeby na naszym weselu wszyscy zamilkli, tak wówczas kiedy tracimy kogoś bliskiego, nie chcemy, aby inny z naszych przyjaciół robił imprezę, żeby nas rozweselić. Tutaj – jak zresztą we wszystkim w życiu – potrzebna jest tzw. buddyjska droga środka, czyli dostosowywanie konkretnych sytuacji do ilości tworzonych przez siebie dźwięków. Przy czym gdy przyglądam się ciszy z perspektywy projektantki i badaczki, dostrzegam, że większość z nas jednak nie ma do niej dostępu. Nasze polskie miasta nie spełniają warunków akustycznych, nie mamy w zwyczaju dbania o nasz komfort dźwiękowy.
Czyli idealizacja ciszy jest dziś jak najbardziej na miejscu?
Rzecz nie polega na idealizowaniu, tylko na przywróceniu prawa do dostępu do ciszy. Współcześnie borykamy się z ogromną dysproporcją w otoczeniu: mamy za mało ciszy, a za dużo permanentnego hałasu.
W związku z czym – według raportu WHO z 2018 r. – 30% mieszkańców dużych miast będzie żyło dekadę krócej.
Bo aż tak daleko sięgają konsekwencje ciągłego wystawienia na hałas. Obecnie jest on drugą, po smogu, najważniejszą przyczyną środowiskową złego stanu zdrowia Europejczyków.
Na czym polega jego negatywne oddziaływanie na nasze organizmy?
Hałas mocno wpływa na nasze codzienne funkcjonowanie. Od zaburzeń z koncentracją, które potem diagnozowane są jako ADHD, po pogłębianie się stanów lękowych i depresji czy chociażby problemy z wysławianiem się. Bo jesteśmy tak przebodźcowani liczbą komunikatów dźwiękowych, że nie umiemy zebrać myśli i się frustrujemy, a potem zwyczajnie boimy się mówić do ludzi. Badania pokazują też, że natężenie hałasu powyżej 55 dB osłabia naszą percepcję oraz wzmaga zmęczenie i problemy z zasypianiem. To jest bardzo ważna kwestia, bo słuch działa bez użycia naszej woli również we śnie. Oznacza to, że nieustający hałas, szczególnie w otoczeniu miejskim, nas wybudza. Przez to jesteśmy notorycznie niewyspani, a co za tym idzie – znerwicowani, niemili.