Wszystko po trochu, nic w całości. Jedno jest pewne: autor prowadzi czytelników i czytelniczki przez literackie i kulturowe miejsca związane z Morawami, czyniąc tym samym z historii czeskiej literatury i kultury antropologiczną soczewkę do spoglądania na miejsce: jego detal, nieuchwytność i przemijalność.
Z jednej strony to brawurowa przeprawa przez głosy i półgłosy przeszłości Moraw – zarówno literackiej, jak i tej zawieruszonej gdzieś pomiędzy wersami historii: popkultury, kina, architektury, a nawet fotografii. Z drugiej zaś autor nie stroni od autoironii, a momentami w jego wywodzie pojawia się pretensjonalny ton, który potrafi zirytować.
Deszcz nazwisk i alfabet dzieł, pomiędzy którymi Brno – jako alternatywne dla Pragi centrum – daje się rozpisać, imponuje i wprawia w konfuzję zarazem. Tematem bowiem nie są tu Czechy, nie Morawy, nawet nie Brno, ale jakaś nieuchwytna, sącząca się w powietrzu nieważkość, którą daje się wyczuć tylko w samotnej i snującej się w nieskończoność wędrówce.
Momentami mamy do czynienia z poetycko wzruszającą i historycznie dokładną literacką licytacją na melancholię, lecz wciąż licytacją. Dlatego też książka Tabaczyńskiego to raczej powolny flaneryzm z przystankami zaczerpniętymi z wyobraźni niż czysto reporterska biografia Moraw.