Nim politycy zaczęli porównywać Polskę do Irlandii, przez wiele lat posługiwano się figurą Zielonej Wyspy w dyskusjach o katolicyzmie i laicyzacji. Najpierw pokazywano Polskę i Irlandię jako kraje podobnie religijne, w których ogromna większość osób regularnie chodzi na msze, tłumnie wita papieża i przywiązuje wielkie znaczenie do katolickich tradycji. Gdy na początku nowego tysiąclecia w Irlandii było już coraz głośniej o ofiarach przemocy ze strony ludzi Kościoła – zwłaszcza w kontekście pedofilii, bo rzadziej docierały do nas informacje o fizycznej i psychicznej przemocy w podległych zakonom i księżom placówkach – zaczęto różnicować: w Polsce ani tak nie było, ani nie będzie.
Marta Abramowicz książkę Irlandia wstaje z kolan, która opowiada o zmieniających się relacjach Kościoła, państwa i społeczeństwa w Irlandii, napisała ze względu na Polskę. We wstępie wskazuje na to, co ją w naszym kraju „dotyka i boli”. Wyrażając się w mocnych słowach, nie kryje emocji, jakie towarzyszyły jej przy pracy, ani swoich intencji: „Napisałam tę książkę, bo nie mogę już znieść naszej ojczyzny, Polski. (…) Napisałam tę książkę, żebyśmy mogli się sobie lepiej przyjrzeć. Zobaczyć siebie, patrząc na kogoś innego”.
Abramowicz streszcza sytuację wyznaniową Irlandii następująco: „niegdyś zdecydowanie katolicka, raz w tygodniu na mszę chodziło tu ponad 90 procent mieszkańców. Dziś wciąż katolicka, ale inaczej”. Jak do tego doszło?
Po odrzuceniu brytyjskiego jarzma w 1921 r. powstająca republika oparła się zarówno ideowo, jak i organizacyjnie na Kościele katolickim. Wizja Irlandii jako domu pobożnych, skromnych ludzi nie zakładała jednak ani powszechnego dostępu do dobrej edukacji, ani ochrony przed przemocą, ani wyzwolenia z biedy. Zawierała za to zawarty w konstytucji zakaz rozwodów i wskazanie na pracę zawodową kobiet jako sytuację niepożądaną. Do 1973 r. obowiązywał zakaz pracy mężatek w budżetówce, stosowany także przez liczne firmy prywatne. Władze Irlandii wraz z biskupami, choć zakazywały jakiejkolwiek regulacji poczęć, jednocześnie jasno opowiadały się przeciw nieślubnym dzieciom i odmawiały im oraz ich matkom miejsca w społeczeństwie i pomocy finansowej. Państwo zlecało Kościołowi organizację sierocińców oraz w praktyce działających jak obozy pracy „szkół przemysłowych” dla dzieci od piątego roku życia. Nastolatki i dorosłe kobiety, uznawane za nieobyczajne, musiały wykonywać nieregulowaną w żaden sposób niewolniczą pracę w „pralniach sióstr magdalenek” (aż do 1996 r.).
Kościół przez kolejne dekady dbał o to, by nie tracić rządu dusz w żadnym obszarze życia irlandzkiego społeczeństwa. Hierarchowie angażowali się zatem w cenzurę publikacji i filmów, tworzyli własną telewizję, a nawet zakazywali sprzedaży tamponów. Abramowicz pokazuje, jak kolejne kampanie, referenda, a przede wszystkim ujawnianie kościelnych przestępstw w zeznaniach osób pokrzywdzonych prowadziły do rewizji konserwatywnego porządku rzeczy. Irlandia doprowadziła do równouprawnienia kobiet, rozliczeń z Kościołem, a w ostatnich latach do legalizacji aborcji i równości małżeńskiej osób homo- i heteroseksualnych.