Od początku, czyli przełomu XIX i XX w., ta jakże elitarna muzyka uchodziła za deprawującą, brudną i rozpustną. Zgodnie z obowiązującymi do lat 60. XX w. zasadami segregacji rasowej czarnoskórych wykonawców nie nazywano nawet istotami ludzkimi. Nic więc dziwnego, że „muzyka stała się więcej niż rozrywką – stanowiła ważny element tożsamości, pozwalający odróżnić swoich od obcych”.
W opowieści Jagielskiego splatają się historia 1. poł. XX w., przygody i osobliwości największych jazzmanów z nieskrywanym zamiłowaniem do muzyki samego autora. Wędrujemy przez kolejne miasta, w których jazz nabierał kształtów i w których przecinają się ścieżki największych tuzów. A ci z kolei sportretowani zostali nader drobiazgowo, dzięki czemu poza geniuszami dojrzeć możemy w nich szaleńców, szamanów, ekscentryków, a także ludzi samotnych, ubogich i przegranych.
Po lekturze książki ma się nieodparte wrażenie, że współcześnie jazz jest więcej niż rozrywką – stał się wyzwaniem intelektualnym, światem wymagającym na wstępie znajomości sztywnych reguł. Lecz gdyby za sprawą Świętej tradycji, własnego głosu wsłuchać się w tę muzykę na nowo, znów stanie się jasne, że historia jazzu to opowieść o ich przekraczaniu.
Czytaj także
Trzaska mówi
–
Piotr Jagielski
Święta tradycja, własny głos. Opowieść o amerykańskim jazzie
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021, s. 304