Mogłabym zrobić ranking pozycji w moim księgozbiorze, który nazwałabym „najmocniej zaczytane książki”. Jeśli w kategorii poetyckiej, to znalazłby się tam z pewnością tomik poetki, prozatorki, artystki Bianki Rolando Modrzewiowe korony (2010). Pamiętam, że była to pierwsza poetycka książka autorki, którą przeczytałam, później sięgnęłam po jej debiut, po Białą książkę (2009), i dalej, już kolejno, przy każdym nowym tomie, byłam nastawiona na łapczywe czytanie.
Zastanawiam się: z czego wynika moje oddanie jej językowi? Możliwe, że pociąga mnie w tej poezji to, że poetka dużo wymaga od czytelnika. Jest w tym zaproszenie do lektury, ale też do gry z własną wyobraźnią. Już tom Modrzewiowe korony nastroił moją czujność na głos Rolando. A może powinnam napisać: na głosy? Właśnie w książce z 2010 r. czytelnik / czytelniczka doświadcza intensywności, z jaką poetka przechwytuje różne dykcje. Lubię śledzić jej rozgaszczanie się w mowie stwarzanych bohaterów i bohaterek. Tę polifoniczność czuć w tym pisaniu. Wiele w nim drga, rezonuje, powraca echem. Zatrzymuje to osobę czytającą przy konkretnych słowach, namnaża znaczenia, konstruuje nowe, odważne światy. Szalona i piękna to książka.
Czego może spodziewać się adept poezji, sięgając po książki Rolando? Tego, że dzieje się w nich zawsze wiele w języku. Konstrukcje wiersza, poematu czy, szerzej, całej książki to przemyślane i dopracowane koncepcje, które sprawdzają się w czytaniu. Pisząc, że się sprawdzają, mam na myśli to, że sprawiają przyjemność, ćwiczą uważność, inspirują.
Wielkie było moje podekscytowanie na wieść o nowej książce autorki Łęgów. Rok 2022 przyniósł pozycję zatytułowaną Abrasz, a w niej wiele organicznego, taktylnego, czułego (nie mylić z czułostkowym!). Przeczytajcie ze mną wiersz Przygoda w lesie. Jakże wspaniale wpisuje się on w ramy ekopoetyckiego namysłu nad światem. Pewne jest dla mnie to, że ten wiersz to nie efekt mody na pisanie o tym, co bliskie naturze. Dla Rolando od debiutu było to ważne, a jej konsekwencja i niesłabnące zainteresowanie światem pozaludzkim sprawiają, że odnajduję się w tych wierszach, że wchodzę w ich lekturę z fascynacją i ciekawością. Czytam ten wiersz jako pochwałę natury, siły witalnej, która tkwi nawet w tym, co wydaje się martwe. Przychodzi mi tu na myśl tekst Wisławy Szymborskiej, w wierszu W zatrzęsieniu przyglądającej się swojemu losowi, który uczynił ją bytem ludzkim, a mogła – przecież – być, tu wymienię: pająkiem; mewą; myszą polną; kimś z ławicy, mrowiska, roju czy cząstką krajobrazu. I jeszcze:
„(…) Kimś dużo mniej szczęśliwym, hodowanym na futro,
na świąteczny stół,
czymś, co pływa pod szkiełkiem.
Drzewem uwięzłym w ziemi,
do którego zbliża się pożar. (…)”
Widzę powinowactwo w patrzeniu na świat między przywołanymi poetkami. Wprawdzie inaczej pracują w języku, ale zajmują je podobne, istotne, sprawy.