Na początku roku gościliśmy syna przyjaciół z Indii, któremu chcieliśmy pokazać trochę Europy. Pojechaliśmy razem do Paryża, gdzie nigdy nie był. Krążąc między Musée du quai Branly a wieżą Eiffla, którą mój towarzysz fotografował za dnia i nocą we wszystkich możliwych ujęciach, trafiliśmy na nieznane mi wcześniej miejsce poświęcone ofiarom walk w Algierii, Maroku i Tunezji. Świetliste kolumny, po których spływają elektroniczne imiona i nazwiska, zbiły mnie z tropu. Dlaczego są w barwach francuskiej, a nie marokańskiej czy algierskiej flagi? Po chwili dotarło do mnie, że nie chodzi o upamiętnienie narodów wyzwalających się spod kolonialnej opresji, to hołd dla tych, którzy stali na jej straży. Skonfundowana, próbowałam jakoś opowiedzieć o tym induskiemu towarzyszowi, a moje zakłopotanie szybko zmieniło się w rodzaj zawstydzenia.
Zrobiło się późno, wsiedliśmy do metra i dojechaliśmy do stacji nieopodal naszego hotelu. Między dwoma członami jej nazwy, Voltaire-Léon Blum, rozciąga się szmat europejskiej historii. Stację zbudowano przy pl. Voltaire’a, przemianowanym później na pl. Léona Bluma, francuskiego premiera, aresztowanego przez rząd Vichy i więzionego w Buchenwaldzie. Zestawienie zupełnie jak z Lindqvista, pomyślałam, bo podobny okres, mniej więcej od oświecenia po Holokaust, bierze pod lupę szwedzki autor i w taki – kolażowy – sposób o nim opowiada. Zresztą pierwszy raz na jego książkę natknęłam się właśnie w Paryżu, na długo zanim Wytępić całe to bydło ukazało się po polsku w przekładzie Mileny Haykowskiej.
Opowieść Svena Lindqvista toczy się równolegle na kilku płaszczyznach. Jej osią jest wyprawa w głąb Sahary. Autor podróżuje z ogromnym bagażem, starym komputerem i mnóstwem dyskietek, które musi chronić przed wdzierającym się wszędzie piaskiem. Ma na nich zapisane pliki potrzebne do wykorzystania w książce: listy i powieści Conrada, pisma z historii antropologii, dzieła Darwina. Lindqvist notuje wrażenia z kolejnych etapów podróży. To mikroobserwacje, wspomnienia z dzieciństwa, małe epifanie, a z biegiem czasu także sny, w których do głosu coraz mocniej dochodzi lęk – jakby echo emocji tłumionych podczas pracy nad tekstem. Pisze, że jedzie na pustynię, żeby zrozumieć to, co już wie. A to, co wie, zamyka się w słowach zaczerpniętych z Jądra ciemności: „Exterminate all the brutes”.
Książka Lindqvista to opowieść o podróży w mrok europejskiej historii, śladami Josepha Conrada i jego bohaterów. Śladami wielu wypraw kolonialnych, których celem było podporządkowanie sobie, a następnie wymazanie z mapy świata całych populacji.
Kongo, Algieria, Maroko, Benin, Namibia, Meksyk, Argentyna, Indie, Australia, Ameryka Północna – pada tu wiele przykładów, a wiemy dobrze, że nie wyczerpują one listy europejskich zbrodni. Każdy punkt na mapie terenów, przez które kroczył biały człowiek, zmieniał się w końcu w krwawą plamę. Autora interesuje stan świadomości XVIII- i XIX-wiecznych Europejczyków: ile faktycznie wiedzieli o zbrodniach popełnianych przez kolonialne ekspedycje i jak je uzasadniali?