To może być światło stopu samochodu, który hamuje tuż przede mną: jaskrawa czerwień wbija mi się w mózg. Zielone na sygnalizatorze świetlnym pulsuje. Albo zapach, jeden konkretny, duszący, orientalny, męski, ambra, heliotrop, wanilia. Czasem tak pachną drzewka zapachowe w taksówkach.
I nawet wiem, że powinnam zareagować jak najszybciej, zażyć coś, ale mam też kłopoty z koncentracją, z kojarzeniem faktów, więc reaguję z opóźnieniem, gdy już znikam, rozkładam się, mój mózg zaczyna toczyć proces gnilny.
Nie tylko ból głowy
Chciałabym odrąbać sobie część twarzy. Zamrożoną uprzednio siekierą. Polewam się amolem, obkładam głowę mrożonkami, gdybym miała otwartą ranę, posypywałabym ją solą, żeby tylko poczuć ból w innym miejscu.
Chociaż to nie jest po prostu ból. To cała obezwładniająca sekwencja: ucisk zaczyna się z jednej strony głowy albo za okiem. A zaraz potem mam wrażenie, że mózg puchnie mi do granic możliwości i za chwilę rozsadzi czaszkę. Światło mnie razi, każdy zapach powoduje mdłości, nie mogę jeść, z trudem utrzymuję się w pionie, trzęsę się i tracę siły. Czasem zasypiam ze zmęczenia i kiedy się budzę, przez chwilę myślę, że wszystko minęło. Ale gdy podnoszę głowę, boli, łupie, pulsuje. Zresztą do bólu po tylu dekadach można przywyknąć, oswoić go, przetrwać. Gorsze są obezwładniająca słabość, niemożliwość skupienia wzroku i utrzymania się w pionie. Jeszcze gorsze mdłości, torsje, zimny pot na skroniach, a czasem na karku, plecach. Drżączka. I świadomość, że to nigdy nie jest kwestia jednego dnia. Częściej trzech, czterech, a mam w swoim pamiętniku migreniczki ataki trwające ponad tydzień.
Czasem mi się zdawało, że potrzebuję egzorcyzmów, a nie leków. Zwłaszcza pod koniec, gdy już naprawdę miałam dość etatu, gdy śniłam o złożeniu wypowiedzenia, mój mózg fundował mi cztero-, pięciodniowe migreny, w czasie których jedyną czynnością, na jaką mogłam sobie pozwolić, było leżenie w kącie pod ścianą z mokrą szmatą na głowie, podczas gdy moje koleżanki gasiły wszystkie światła, zasłaniały okna i mówiły szeptem.
Czasem z tej podłogi zabierało mnie pogotowie, a pokrążyliśmy po mieście, szukając szpitala, który zgodzi się mnie przyjąć. Kiedyś wylądowałam na ginekologii, miejscu oczywistym dla kobiety wymiotującej. Dyżurująca lekarka nie chciała mi niczego podać do czasu wykluczenia ciąży, wypisałam się na własne żądanie, nie pamiętam, jak wróciłam do domu.
Próbowałam się potem leczyć, diagnozować. Rezonans, USG, okulista, kardiolog. Na skierowaniu do poradni neurochirurgicznej neurolożka, do której wtedy chodziłam, zapisała mi CITO i trzy wykrzykniki.