fbpx
Piotr „Vienio” Więcławski, współtwórca Molesty. Kadr z filmu dokumentalnego Skandal. Ewenement Molesty, reż. B. Paduch fot. Best Film
Piotr „Vienio” Więcławski, współtwórca Molesty. Kadr z filmu dokumentalnego Skandal. Ewenement Molesty, reż. B. Paduch fot. Best Film
Joanna Tracz marzec 2025

Z winylu i z kompakt dysku

Można zobaczyć w rapie poezję i opisywać go jak awangardowe utwory. Można dostrzec w nim sięganie do źródeł liryzmu i podobieństwo do pieśni Homera. Rap nie prosi jednak o legitymizację kultury wyższej ani o naukowe analizy.

Artykuł z numeru

Zostaw alkohol, chodź tańczyć

23 marca 1998 r. wyszedł jeden z najważniejszych albumów polskiego rapu. Skandal Molesty był wydarzeniem z wielu powodów przełomowym dla rodzimej sceny hiphopowej. To od tego materiału na dobre zaczął się warszawski i polski rap (używam zamiennie pojęć rap i hip-hop, ograniczając to drugie tylko do muzyki). Promowany był hasłem: „Uważaj na tę płytę”, i słusznie, bo Skandal był jak pocisk rzucony na polski rynek muzyczny, a jego pole rażenia wyszło znacznie poza ulice i środowisko rapowe. Każdy numer z tego krążka ma status kultowego, a wersy, słowa, powiedzenia weszły na stałe do języka, i to nie tylko fanów rapu. To płyta, która uformowała przyszłość sceny i miała ogromny wpływ na polską popkulturę.

Vienio, Włodi, Kacza i reszta biorących udział w nagraniach ziomali stworzyli „chuligański raport z osiedla w najlepszym wykonaniu” (Molesta, Klima), a tym samym pokazali, jak „żyje każdy na opak sukinsyn” (Molesta, Kontroluj siędając głos ulicy, opowiadając realia życia dzieciaków na blokowisku, ich zajawki, problemy, zasady i wartości. Skandal to świat – razem z nim wychodzi się na warszawskie ulice, a rapowe obrazy w kolejnych kawałkach pozwalają niemal przenieść się na jedną z osiedlowych akcji i przeżyć ją razem z klimą (ekipą). I chociaż Włodi zastrzega w Kontroluj się: „Chcesz posłuchać tego, będziesz musiał wyjść z domu / metrem dojechać do miejsca z betonu”, to narracje chłopaków sprawiają, że da się poczuć ten klimat bez opuszczania swojego pokoju.

Od wydania Skandalu minęły już prawie trzy dekady. I w hip-hopie, i na warszawskich ulicach zmieniło się bardzo dużo.

W rapie pojawiły się wielkie pieniądze, a autentyczność, zasady, szorstkość przekazu już nie mają takiego znaczenia jak na przełomie wieków. Ale jedno pozostało niezmienne – gdy przyłoży się ucho do głośnika, z którego leci rap, można wejść w fascynujące światy i półświatki, dowiedzieć się więcej o języku, ludziach i realiach. Można usłyszeć, jak mówi ulica, skąd czerpie inspiracje, jak przetwarza słowniki, czym się interesuje. To właśnie Skandal jako pierwszy pokazał dobitnie, że nie ma lepszego barometru języka i jego przemian niż rap. Bo hip-hop to wciąż czasem brutalna, ale wolna językowa awangarda.

„Przez lufcik”

„Chcesz wejść w ten świat, może zobacz go przez lufcik / jak jesteś ciekawy, to pod kwiatkiem leży kluczyk”– doradza Barto Katt na bitach 2k88. Sięgam pod kwiatek, bo chcę zobaczyć, choćby na małym wycinku, co zostało w hip-hopie z czasów Molesty, jak wygląda „całkiem stara nowa szkoła” i co „pozmieniało się dookoła” (Brudne serca, Co było, a nie jest). Robię to, choć wiem, że nie będzie to łatwe. Jest taki często przywoływany cytat z Franka Zappy, który mówił, że pisać o muzyce to jak tańczyć o architekturze. Pisanie o rapie wymaga w takim razie naprawdę cyrkowych akrobacji. Rap to żywioł i usiłowanie zamknięcia go w słowach i kategoriach jest jak próba schowania morza w słoiku – jedyne, co zostanie z jego istoty, to słona woda.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się