Przedstawiała sobie, jak w taki właśnie sposób zagabuje ojca i syna przed budynkiem sądu, a potem ich spacer Great George Street do traktierni, narożny stolik przy oknie, a nawet słowa, jakie wypowie, gdy cierpiący na artretyzm pan Bogle ociężale zajmie swoje miejsce. Ale w tych wyimaginowanych scenariuszach ani razu nie przedstawiła sobie, że zostanie poproszona o wytłumaczenie się. Prędzej spodziewałaby się, że postacie z jej snów ni stąd, ni zowąd staną jak wryte i zapytają swą śpiącą stwórczynię, dlaczego lecą balonem tudzież podróżują po Chinach bądź też jedzą kolację z królową…
– Z pewnością pytanie to nie jest trudne, pani…
– Touchet.
– Pani Touchet, mój ojciec ma za sobą bardzo długi i trudny dzień. Mam w obowiązku chronić go przed dalszymi uciążliwościami. Zapytam raz jeszcze: jaka sprawa sprowadza panią do mego ojca?
W tym, jak wypowiedział słowo „ojciec”, nie usłyszała ani krztyny tego karaibskiego zaśpiewu, jakiego się spodziewała i jaki słyszała przez lata z najróżniejszych mównic – a to na chwilę wytrąciło ją z równowagi. Ów młody Bogle, inaczej niż te wszystkie tkwiące w pamięci melodyjne głosy, nie bronił też swojej sprawy. Wprost przeciwnie, to Eliza musiała bronić swojej:
– Otóż ja tylko… tylko chciałam z nim się rozmówić. Wszak chyba mógłby odpowiedzieć sam za siebie? Panie Bogle?
Stary Bogle wykonał porozumiewawczy gest, aby ułagodzić popędliwego syna:
– Szanowna pani. Ja już mówiłem. Mówiłem i nie uwierzono mi. Sądzę, że starczy już mojego mówienia. Sir Roger jest skończony. A skoro on jest skończony, to o ileż bardziej ja jestem skończony? Tedy dziękuję, ale nie. A teraz zamierzam udać się do domu. Henry, idziemy.
– Ależ panie Bogle, ja panu wierzę.
Mówiąc te słowa, zdała sobie sprawę, że mówi prawdę.
Spojrzał na nią uważnie. W rękach trzymał cylinder; westchnął i założył go z powrotem na głowę.
– Cóż. Teraz nie ma to najmniejszego znaczenia.
– Wprost przeciwnie, panie Bogle, odbędzie się sprawa karna, w której pańskie zeznania bez wątpienia okażą się istotne. Tym bardziej że państwa położenie budzi obecnie powszechne zainteresowanie.
Henry zmarszczył brwi:
– Więc pani dziennikarka?
– Ja… cóż, co to, to nie. Jestem pisarką – improwizowała pani Touchet, oblewając się rumieńcem. Miała nadzieję, że nie zabrnie w oczywiste kłamstwo. Jednak w bystrym, przenikliwym spojrzeniu młodego Bogle’a było coś, co pchało ją dalej: – To znaczy pisuję okolicznościowe teksty. Dla periodyku. „Bentley’s”. I jestem niemal pewna, iż nasi czytelnicy zechcą dowiedzieć się więcej o historii pańskiego ojca.