Skąd takie określenie? To logiczny wniosek nasuwający się po lekturze listów z tomu Zgubiłem okulary. Tytuł świetnie opisuje życie hołubionego w Polsce Ludowej poety. Hołubionego i coraz bardziej wtłaczanego w schemat kontrolowany i wymierzany przez ówczesnych bonzów politycznych. Tak, Broniewski zgubił okulary – alkohol i polityka oślepiły go, zamieniły w opłacanego i rozleniwionego dostatkiem inżyniera dusz na wielkiej budowie socjalizmu. Dodajmy, że nader istotny dla tego tomu jest wstęp Wioletty Bojdy, zawierający m.in. listy aktorki Marii Zarębińskiej, zmarłej w 1947 r. drugiej żony artysty.
Zagraniczne wyjazdy, apanaże, opisy sytuacji geopolitycznej sprowadzone do powtarzania propagandowych haseł, pogłębiająca się niemoc twórcza maskowana zapowiedziami literacko-artystycznych projektów – oto mamy przed sobą bolesne studium najbardziej gorzkich aspektów ogromnego sukcesu. Oto stary człowiek, który w świecie gruzów, powojennej biedy, ciężkiej harówki i ubeckich katowni żyje wreszcie dostatnio, przyjmuje zaproszenia krajowe i zagraniczne, odcina kupony od własnej legendy. Pomaga, cierpi, pije, trwoni pieniądze, gdy umiera Maria. A nieco później ma nową żonę, która jest mu raczej instytucją niźli muzą. Ale przecież i w tym może być miłość: Wanda była administratorką jego życia, a później redaktorką oficjalnej biografii.
To banalny tom: człowiek opowiada samego siebie swoim bliskim. I bezpiecznie trzyma się prozy życia, oficjalnych gazetowych nowin i buchalterii. Nawet gdy siedzi w Kościanie, zamknięty na przymusowym odwyku po śmierci Anki, nie zapomina, że życie w socjalizmie wciąż rozlicza się w pieniądzach. Między innymi dlatego lepiej jest czytać tę korespondencję, zaglądając na karty książki Mariusza Urbanka Broniewski. Miłość, wódka, polityka, czyli biografii poety. Wtedy obraz staje się głębszy, cieplejszy, mniej zniechęcający do artysty.
Wymiana listów między małżeństwem Broniewskich jest jak fasada. Ludzie znający się na rzeczy potrafiliby szczegółowo określić strategie narracyjne, za pomocą których poeta sygnalizuje swój alkoholizm, gdy już musi do niego nawiązać. To na ogół aluzje do niespodziewanych wydatków czy spadków formy psychofizycznej. Wanda, jak się zdaje, chciała otoczyć chorobę męża kokonem milczenia. Inaczej niż Maria, która w śmiertelnym przeczuciu nie miała nic do stracenia. Najbardziej przejmującym fragmentem tego tomu jest jej niedatowany list do Broniewskiego: „I dr Liwszyc, i dr Jakubowski – powiedzieli mi, że alkohol zrobił szalone spustoszenie w Twoim organizmie. (…) Wszyscy znajomi plotkują o Tobie i inaczej nie mówią jak pijak. W oczy się liżą, a za oczy obgadują. Wypalają setki amerykańskich papierosów i chętnie korzystają z zapłaconych wódek. (…) Wiem, jak będzie wyglądać życie w Szwajcarii. Ja w szpitalu – Ty spędzasz kilka godzin po obiedzie ze mną, a potem znajomki, karty, wódka. Przez pierwszych kilka dni pójdzie cała gotówka przeznaczona na dłuższy czas leczenia – i będzie skandal, i jeszcze jedna kompromitacja”.