Dowiedziawszy się o tym, postanowiłem sprawdzić, co takiego zawiera dziełko Martina, że tak bardzo spodobało się Amerykanom (zarówno „specom” do spraw religijnych, jak i zwyczajnym czytelnikom), a i w Polsce – jak słyszę – jego pierwszy nakład sprzedano w trzy tygodnie. Przeczytałem zatem Jezusa – i nie zawiodłem się. Albowiem książka ks. Martina to znakomity przykład dobrego pisarstwa religijnego. Jest w niej odrobina teologii (w sam raz, żeby nikogo nie zniechęcić), tyleż samo rozważań rekolekcyjnych ukazujących związek Ewangelii z tym, co tu i teraz, a wszystko to uzupełnione zapiskami na marginesie odbywanej po raz pierwszy w życiu pielgrzymki do Ziemi Świętej. Dzięki inteligencji, wierze i poczuciu humoru autora rezultat końcowy jest znakomity. Trudno mi tu nie zgodzić się z recenzentami: „Ta książka dotyka wyobraźni i rozpala ją na nowo” (b. generał dominikanów Timothy Radcliffe); „[Dzięki niej] wspaniały tekst Ewangelii staje się żywy, staje się dla czytelnika spotkaniem z Jezusem” (biblista Gerhard Lohfink); „To nie jest książka o pielgrzymce, to jest pielgrzymka” (pisarz religijny Scott Hahn). Tak, lektura Jezusa jest pielgrzymką. Albo raczej zaproszeniem – nie tyle do tego, ażeby dowiedzieć się czegoś więcej o Chrystusie, ile do tego, żeby za Nim pójść.
_
James Martin
Jezus
tłum. Krzysztof Jasiński i Anna Wawrzyniak, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznań 2015, s. 554