Maksymilian Flemming, prezes spółdzielni socjalnej Heca z Tczewa: – Chcemy pomóc zbudować ludziom stabilne i sensowne życie, ich personę i ścieżkę kariery, a później wypuścić ich w świat.
Paulina Kremer, członkini zarządu Hecy: – Zarabianie pieniędzy przez organizację społeczną dla pewnej części społeczeństwa wciąż jest co najmniej niezrozumiałe, a może nawet podejrzane. Staramy się mówić otwarcie o tym, na czym zarabiamy i jak wydajemy te pieniądze, komunikować nasze działania społeczne na równi z biznesowymi.
Emilia Garska, socjolożka, artystka, menedżerka społeczna Hecy: – Obecnie mamy sześć linii biznesowych. Najstarszą są Tczewscy Kurierzy Rowerowi. Przez ponad sześć lat daliśmy w niej pracę kilkudziesięciu osobom zmagającym się z różnymi problemami: uzależnieniami, bezdomnością, niepełnosprawnością czy uchodźstwem.
Z trojgiem przyjaciół, założycielami Hecy, spotykam się w klubokawiarni Jasna w Tczewie – przestrzeni kulturalnej, którą stworzyli w ramach działania spółdzielni.
Wnętrze w niczym nie ustępuje modnym wielkomiejskim kawiarniom. Jest jasne, dobrze zaprojektowane, ma wysoki bar z krzesłami, nieduże kawiarniane stoliki, gdzieniegdzie kolorowe fotele, poduszki, tkaniny i kwiaty w doniczkach. Z sufitu zwisają oryginalne lampy. Na ścianie, tuż po prawej stronie od wejścia, wisi czarna rama a w niej „Zasady Jasnej”. Czytam: „Każdy, kto potrafi uszanować zasady Jasnej, jest tutaj mile widziany”. I dalej: „Dostępność kultury jest ważna, dlatego znakomita większość naszych wydarzeń jest bezpłatna. Nasz zespół jest różnorodny, łączymy ludzi w różnym wieku, różnej płci, różnego pochodzenia i orientacji. Taka jest heca z nami, że daje nam to radość i energię”. W kolejnych zdaniach założyciele informują, że w Jasnej nie ma akceptacji dla agresji słownej i fizycznej, i o tym, że menu oraz playlista są ustalane przez ekipę Jasnej i żeby zostawić je w spokoju. Jest też prośba o szacunek dla sąsiadów i ciszę przy wychodzeniu z wydarzeń kulturalnych, niewnoszenie własnych napojów i jedzenia, a także dbanie o ład i stan techniczny lokalu.
Zamawiam flat white z owsianym i po chwili kawę przynosi mi Michaił – Rosjanin, który do Polski przyjechał w 2018 r., a do Hecy trafił niespełna cztery lata później.
– Dzień po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie Michaił wraz z żoną Anastazją przyszli do Hecy i zapytali, co mogliby zrobić, żeby z tego miejsca pomóc Ukrainie. Tak ich poznaliśmy – wyjaśnia mi Maks. Spółdzielnia prowadziła wtedy punkt pomocy dla osób uciekających przed wojną zza wschodniej granicy: zbierała i rozdzielała odzież, jedzenie, organizowała noclegi oraz pomoc prawną dla Ukrainek i Ukraińców.
Anastazja: – Jesteśmy za Ukrainą i nie wyobrażamy sobie, że można inaczej. Z powodu wojennej sytuacji rozstaliśmy się z wieloma rosyjskimi znajomymi i przyjaciółmi, którzy popierali inwazję. To oni przestali się z nami kontaktować. Nie mam żalu, jeżeli bez nas czują się lepiej, to ich prawo. Każdy może wybrać. Chcielibyśmy zostać w Polsce na zawsze, ale teraz cały czas żyjemy w strachu przed deportacją. Słyszeliśmy o takich przypadkach. Głośno sprzeciwiamy się wojnie w Ukrainie, wysyłamy też pieniądze na pomoc ukraińskim schroniskom dla zwierząt. Ślady tego zostają na naszych kontach bankowych. Gdybyśmy przekroczyli rosyjską granicę, mogłoby być naprawdę źle.